niedziela, 25 grudnia 2011

75. Boże Narodzenie - z archiwum




Święty Józef załamał ręce,
denerwują się w niebie święci,
teraz idą już nie Trzej Mędrcy,
lecz uczeni, doktorzy, docenci

Teraz wszystko całkiem inaczej,
to, co stare, odeszło, minęło,
zamiast złota niosą dolary,
zamiast kadzidła --- komputer,
zamiast mirry --- video

--- Ach te czasy --- myśli Pan Jezus ---
nawet gwiazda trochę zwariowała
ale nic się już nie zawali,
bo wciąż mamusia ta sama.

                                                Ks. Jan Twardowski

poniedziałek, 19 grudnia 2011

74. O ironio - z archiwum

... wreszcie mam trochę czasu, by tu coś napisać. Ale tylko dlatego, że Dzieć śpi właśnie po zabiegu usunięcia trzeciego migdała i drenażu uszu. Tak się nam średnio szczęśliwie poukładało przed świętami. Siedzę więc w klinice i słucham rytmicznego pikania czegoś, co połączone jest z palcem mojego syna. Mam nadzieję, że wieczorem pojedziemy do domu. Została jeszcze tylko formalność jedna drobna - uszczuplić nieco nasze konto na rzecz kliniki, bo oczywiście NFZ pozostawił nam jedynie opcję czekania przez kilka miesięcy. A czekać się nie da, gdy dziecko miewa bezdechy... No ale. Może wreszcie zdrowie Antka wróci do normy, a to jest warte każdych pieniędzy.
Co poza tym. Przedświąteczna gonitwa trwa, zatrzymana dziś na jedną chwilkę, ale pewnie od jutra powróci z podobną intensywnością. Wigilia miała być u nas, ale z wiadomych względów nie będzie. Sprzątaniu nie ma końca. To tak jak z tym śniegiem, co to nie ma sensu go odgarniać bo i tak pada. Choina ubrana, nawet dwie, bo chłopcy też chcieli mieć swoją. Trzeba by pomyśleć o jakimś serniku na święta i makowcu, piernika upiec, ryby przygotować, prezenty spakować a co niektóre to jeszcze kupić... Tylko kiedy, skoro doba jest co najmniej o 10 godzin za krótka? Kolejki w marketach stoją między regałami (kryzys?!?!?) i stoi się dłużej niż robiło się zakupy. Kiedy jeszcze usiąść z dziećmi, zatrzymać się, pozachwycać, przeczytać świąteczną książkę, pokazać w czym tkwi piękno nadchodzących dni... Dziki bieg do utraty tchu.
Do pracy przywykłam. Tylko mam wstręt do kompa i wrzeszczących ludzi. Ale co mi tam. Pokrzyczą i przestaną, a dla mnie i tak nic się nie zmieni.
 No to wesołych! bo pewnie nie dotrę tu już przed świętami.