piątek, 31 grudnia 2010

38. Nowym Rok i dzie - z archiwum

stary odchodzi. Jaki był? Nie do końca taki jakbym chciała, pełen niedopowiedzianych zdań, nierozpoczętych rozmów, z nadmiarem złych emocji. Zdarzyło się też wiele dobrego, ale przecież pamięta się to gorsze, nie lepsze. Niezbyt Optymistycznie, co?
Chciałabym w Nowym Roku poukładać to, co niepoukładane, wyjaśnić to, co niewyjaśnione, być lepszą żoną, mamą, człowiekiem. Chciałabym, by złe emocje nie przysłaniały tego co dobre i ważne.
A Wam życzę by spełniły się te pragnienia, które chowacie głęboko w sercach. Niech ten rok będzie dobry, piękny, pełen radości i pokoju.

piątek, 24 grudnia 2010

37. Chrońmy te chwile... - z archiwum

"W białej ciszy pogrąża się miasto,
pierwszą gwiazką migoczne już noc.
Pachnie pasta, choinka i ciasto,
Bóg się rodzi, truchleje zła moc.

Nikt dziś dłoni nie umknie wrogowi,
winy mogą nie lękać kar.
Wielka miłość w maleńkiej osobie,
przebaczenia przynosi nam dar...

Chrońmy te chwile świętości
jak bombkę świętą i kruchą.
Niech lśni latarnia w ciemności,
niech krzepi jej serca otuchą.

Póki opłatek dzielony
oczy łzą ciepłą nam szkli,
świat jeszcze nie jest stracony, świat nie do końca jest zły"
/E.Bryll/

NIECH TE ŚWIĘTA BĘDĄ WYJĄTKOWE...
życzą
OPTYMIŚCI :)

wtorek, 14 grudnia 2010

36. Uszka, uszka - z archiwum

Właśnie skończyłam lepić pierwsze w moim życiu uszka z grzybami. Wyszła mi ponad setka i... padam na pysk. Jutro będzie podobnie, bo zrobiłam za dużo farszu i została mi jeszcze połowa :) Niestety ciasto nieco twardawe, ale i tak jestem z siebie dumna, bo kiedyś zarzekałam się, że nie tknę tej roboty :)

niedziela, 12 grudnia 2010

poniedziałek, 29 listopada 2010

34. Zasypało - z archiwum

"Ślady Twoje zasypało w śniegu całkiem się zgubiły...."
Zima!!! Biało!!!! Jakaś dzika euforia we mnie wstępuje gdy widzę biały puch za oknem! I co mnie obchodzi, że ciężko wyjechać pod górkę, że przed drzwiami trzeba odśnieżać, że na drogach korki. Niech pada!!! :)
Wczoraj, przy cudnie słonecznej pogodzie zaliczyliśmy pierwszą w tym sezonie bitwę na śnieżki :) Gdy dopadła mnie moja zgraja nie miałam szans. W tej wojnie zawsze jestem sama po swojej stronie barykady (ale nie narzekam:)
***
Po południu muszę skombinowac strój dla Młodego na jutrzejszy bal andrzejkowy. Kot lub Diabeł. Niby nic, ale trzeba trochę pojeździć i pokombinować, bo nie mamy w domu ani czarnych ani szarych ani brązowych ciuchów :) Reszta to pikuś, kawałek brystolu wystarczy.
***
Lecę - robota goni!!!!

sobota, 27 listopada 2010

33. Let it snow i Optymistka home alone - z archiwum

Pada!!!! Jeszczeni niemrawy, ale jest :) I jest mi z tym baaardzo dobrze :) Aż do tego stopnia, że wygrzebałam z zakurzonych półek składankę The best Christmas ever i w domu rozbrzmiało Let it snow, White Christmas i jeszcze kilka nastrojowych kawałków. Wiem, że jeszcze wcześnie, ale tak mi jakoś świątecznie-śniegowo-nastrojowo :) I nawet Polsat puścił dziś Kevina... :) No święta pełną parą :) Tylko piernik staropolski zamiast na stole to jeszcze w lodówce. Dojrzewa :)
W przedświąteczny nastrój nierozerwalnie wpisane jest sprzątanie. Skoro więc jestem totalnie home alone, czyli tylko ja i moje 70 metrów, próbuję ogarnąć kolejną część moich szaf, szkrabowych zabawek (trzeba zrobić miejsce na nowe, które pewnie niedługo przyniesie ten Gruby Czerwony) no i nieszczęsny kosz z praniem (jak on to robi, że zawsze jest pełny?!?!? Szkoda, że to nie portfel :)
A wieczorem? Może zrobię coś na choinkę? Bo w tym roku znów nie będzie u nas bombek. Tylko pierniki, papierowe zabawki i co tam jeszcze zdołamy wymyślić. Tylko muszę się za to wszystko zabarać WCZEŚNIE!!! Bo choć do świąt jeszcze sporo czasu, to mnie już się wydaje, że nie zdążę!!
Lecę więc! Bo kurze gonią!!! :)

poniedziałek, 15 listopada 2010

32. Jesień czy wiosna? - z archiwum

Pytam, bo pogoda za oknem nie pozwala dać jednoznacznej odpowiedzi.
***
Odpowiem na pytanie Epilii z poprzednich komentarzy. Nie, nie rozmawiałam. Jest mi trudno, bo zawsze mi się wydaje, że niesłusznie się czepiam. Wiem, że każdy potrzebuje czasem chwili tylko dla siebie. Dlaczego mam komuś tą chwilę odbierać? Poza tym - pewnie, jak każda kobieta - chaiałabym, by się DOMYŚLIŁ i sam wyszedł z inicjatywą. A jak się upomnę to będę mieć wrażenie, że robi to bo ja tak chcę, dla świętego spokoju, a nie dlatego, że taka jest jego potrzeba. Niestety w takiej sytuacji przypominam sobie to co M. mi zawsze powtarza - faceci są prości. A cały ten mój wywód przypomina spaghetti.
***
Wpis Maciejki zmobilizował mnie do tego, by zacząć zastanawiać się nad prezentami, które włożymy Mikołajowi do worka. Co można kupić dwóm chłopcom, którzy mają już góry samochodów, klocków, ubrań, książek? Nie, książek nigdy za wiele, mogą być. Ale do autka ręki nie przyłożę. Może jakaś gra? U Starszaka chińczyk ostatnio na topie więć może coś innego też załapie? Z Młodszym nieco już gorzej - pomysłów zero. Jakieś sugestie? Będę wdzięczna.
***
No i jeszcze na dokładkę pamiątka z ostatniego weekendowego spaceru.

niedziela, 7 listopada 2010

31. Pochmurny dzień, pochmurna Optymistka - z archiwum

I zła!
Na cały świat. A najbardziej na Menża.
Rano wyjazd. Powrót na obiad. A od obiadu na przemian w telewizji nożna, siatkówka, formuła. I hop z kanału na kanał bez chwili przerwy. I wcale nie o to chodzi, że ja nie lubię tych rzeczy oglądać. Dla mnie alternatywą jest książka, Internet, itp - radzę sobie. Ale niedziela powinna być dniem, który spędzamy RAZEM, w którym mamy dla siebie szczególny czas. Tymczasem każde z nas siedzi w innym pokoju i choć jest już wieczór zamieniliśmy ze sobą dziś tylko kilka niewiele znaczących zdań.

piątek, 29 października 2010

30. Chwila spokoju - z archiwum

Siedzę sobie właśnie na kanapie z kompem na kolanach podczas gdy Zbóje moje dwa siedzą razem w wannie. Dopóki nie słychać wrzasków jakiś strasznych - nie idę :) Nie mniej jednak usłyszałam przed momentem Antka:
- Ałaaaaa!!!!
- cio?
-Przeproś mnie!!!
-... psiepsiam...
... i po chwili już był spokój :)
Cieszy mnie to, że chłopcy już coraz bardziej potrafią się dogadać.

29. Przyniesione z przedszkola - z archwium

- Mamusiu, mamusiu! Ja bedę Panią a ty Antosiem!
- I co będziemy robić?
- Zaśpiewamy i zatańczymy!
- Dobrze synku, a co będziemy śpiewać?
- Nie chcę cie, nie chcę cię znać, chodź do mnie, chodź do mnie rączkę mi daj...
- A co teraz?
- Będziemy chodzić jak słonie! O TAK! (dobrze, że nie mamy sąsiadów:)
- Super synku!
- Ale ja jestem PANIĄ!!!! I jak będziesz niegrzeczna to postawię cię do kąta!!!!
- Aha.... :)

czwartek, 21 października 2010

28. Babyboom - z archiwum

Gdzie się ostatnio nie znajdę dopada mnie temat ciąży. A to ktoś w nią zaszedł, a to ktoś usilnie próbuje, a to ktoś pyta kiedy znowu ja. A najlepsze w tym wszytskim jest to, że niemalże u każdej ze spotkanych osób ciąża jest lub ma być tą trzecią lub nawet kolejną.
A ja? Mnie ciągnie. Strasznie. Bo miło wspominam i same ciąże i porody i pierwsze miesiące. Nieco trudniej bywa, gdy szkaraby dobijają gdzieś tak drugiego roku życia, ale i to da się przetrwać. No więc ciągnie. Ale chwilowo (i chyba przez dłuższą chwilę) serduszek w środkowej części cyklu na wykresie nie bedzie. Bo zawodowo mam ochotę się rozruszać. A i z pewnymi problemami należałoby się "przed" uporać.
Ja sama mam siostrę starszą o 9 lat, brat Menża jest od niego starszy o lat 12. Antoś i Maciuś też będą mieli jeszcze rodzeństwo, ale będą już wtedy na tyle duzi, by pomóc mi w kąpieli malucha.

piątek, 15 października 2010

27. Smutno - z archiwum

Miało być wesoło, bo o ostanim weeknedzie w pięknych górach. Miało być po krótce co u nas, bo tak tu jakoś pustawo ostatnio... a tymczasem...
Kilka dni temu odeszła babcia i prababcia. I choć z jendej strony czuć ulgę, bo cierpiała ostatnio bardzo, to z drugiej zwykły ludzki żal, że już z nami nie usiądzie, nie opowie, nie przytuli...
Ale tak jest lepiej... być tam, gdzie już nie ma bólu, smutku, tam, gdzie lepiej już być nie może. Odeszła do Dziadzia i siedzą razem wysoko i czuwają nad nami.

sobota, 25 września 2010

26. Nasz Maciuś ma dziś święto - z archiwum

zn. miał wczoraj (ale wieczorem nie zdołałam już spłodzić notki) :) Mamy w domu kolejnego dumnego dwaulatka :)
A dumny dwulatek wygląda tak:

Jedną imprezę urodzinową mamy już za sobą, kolejna dopiero przed nami (choć szczerze mówiąc straaaaasznie nie chce mi się już siedzieć w kuchni ;/). To ja już tylko zaprezentuję urodzinowy torcik i znikam, bo czas nagli.
Tort był taki:
i smakował całkiem nieźle :)

środa, 8 września 2010

25. Chora... - z zarchiwum

Czekałam tylko kiedy Antoś przyniesie coś z przedszkola. Tymczasem sama przyniosłam :( Zachciało mi się kawki z koleżankami to mam. Choć nie powiem, złość mnie bierze do dziś na koleżankę właśnie. Bo przyszła na to spotkanie chora, a wiedziała, że będzie tam 6 dzieci. Miałam ochotę wyjść jak to zobaczyłam, ale zostałam... no i teraz leżę z bolącym gardłem i zajętymi zatokami :/ Chłopaki szczęśliwie przejęli na razie tylko lekki katarek i nic więcej im nie dolega. Niemniej jednak Antoś został w domu, tak dla świętego spokoju.
Zaraz zaraz - napisałam, "leżę"??? Nie no, nic z tych rzeczy. Dla nas, mam, nie ma przecież taryfy ulgowej. Gdy rozłożą się nasi kochani mężczyźni, to trzeba koło nich biegać, tacy są biedni i zmęczeni. Ale za nas nikt nic nie zrobi. Obiad nie ugotuje się sam, pralka sama się nie zapełni, pranie samo nie powiesi, "gary" same się nie umyją (chyba, że posiada się zmywarkę - ja niestety nie posiadam). A już tymbardziej nie ma co liczyć, ze którąkolwiek z w/w czynności uczyni za nas szanowny małżonek. Nie nie, bo przecież nie jest z nami aż tak źle, ruszać się możemy. Chodzę więc wściekła jak osa i obiecuję sobie w duchu, że jak przyjdzie co do czego nie kiwnę palcem koło chorego.

piątek, 3 września 2010

24. Intensywny początek - z archwium

Początek roku przedszkolnego już za nami i co? Antoś mój chodzi do przedszkola bez większych problemów, bez krzyków, opóźniania, itd. Jestem w szoku bo spodziewałam się czegoś zupełnie innego. W ogóle jakoś mi wydoroślał ostatnio ten mój Starszy Syn, że czasami nie mogę się nadziwić, kiedy on tak szybko urósł, kiedy tyle się nauczył. Coraz więcej potrafi zająć się bratem, sobą, coraz więcej chce pomagać mnie. Są i gorsze chwile, wiadomo, ale jakież ono mają znaczenie? ...
Zaczęliśmy też zajęcia w szkole muzycznej których tak bardzo nie mógł się doczekać. Okazało się, że po feriach zimowych zaczynamy grupę w której dzieciaki będą uczyły się gry na keybordach. To dopiero będzie frajda :)
***
Z remontem stoimy. Nie potrafimy się zdecydować - remonotwać czy nie? Przenosić czy nie? Na taki super gruntowny remont brakuje funduszy, takiego po łebkach nie za bardzo mam ochotę robić, ale te brudne i odrapane ściany naprawdę mnie męczą. Monż jakoś się nie garnie do tego remontu, nie widzę żadnego entuzjazmu, a sama się za to zabierać nie będę. W ogóle coś ostatnio między nami jakoś brak emocji :( ale to już temat na zupełnie inną notkę.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

23. Ściana, młotek i wiszący w powietrzu remont - z archiwum

Po powrocie z wakacji, gdy odsuneliśmy pudła zabawkowe chłopaków od ścian, ukazał nam się nieprzyjemny widok. Mianowicie spora ilość pleśni i odpadający tynk :/ Nieciekawie, szczególnie, że po drugiej stronie feralnej ściany jest łazienka więc przyczyna tkwi najprawdopodobniej tam. By nie rozwalać płytkowej obudowy wanny postanowiliśmy potraktować młotkiem ścianę, szczególnie, że jakoś nie wierzę, by udało się to wysuszyć. Dla chłopaków okazało się to wielką frajdą. My, nieco mniej entuzjastycznie, zabralismy się za dzieło zniszczenia.Gdy już odsłoniliśmy rury, okazało się, że z nich nie cieknie :/ Istnieje jeszcze możliwość, że cieknie z odpływu, ale by to sprawdzić musimy wyciągnąć wannę z obudowy. Przeraża mnie to nieco, choć mam nadzieję że przyczyna leżeć będzie właśnie tam, gdy w innym wypadku czaka nas rozwalanie podłóg...
Przy tym wszytskim zdecydowaliśmy, że zamienimy się z chłopakami pokojami. Tzn. oni dostaną nasżą sypialnię (ok 20 m2) a my ich pokoik (13 m2). Pytanie tylko czy pomieścimy się z meblami i całymi gratami które mamy w sypialni :) No a jak już będziemy robić taki bałagan, to trudno nie pomalować innych ścian, które tego wymagają (czyli wszytskich :D). Monż jakoś niechętnie się na to zapatruje, a ja w sumie bardzo się cieszę, bo na nasze ściany patrzeć już doprawdy się nie da.


piątek, 13 sierpnia 2010

22. Pięc lat - z archwium

Nowe obrączki wypolerowane są zwykle na wysoki połysk i błyszczą z daleka. Nasze też takie były. Gdy tylko na mojej pojawiła się pierwsza rysa chciałam biec do jubilera ją usunąć. Ale po chwili zastanowienia zrezygnowałam. Obrączki to symbol naszego małżeństwa. Wyryte są na nich wszystkie dni naszego wspólnego życia, te dobre, piękne i te trudne, ciche, samotne. Nie odwiedzę jubilera, nie zatrę wspomnień. Bo choć obrączka jest porysowana  - nadal błyszczy. A my trwamy tak ze sobą już 5 lat. Choć te nasze 5 lat jest niczym w porównaniu do 50 lat naszych Rodziców,  które będziemy niedługo świętować. Chciałabym byśmy i my potrafili taki szmat czasu ze sobą wytrwać i dać taki przykład naszym dzieciom.

środa, 4 sierpnia 2010

21. Garść wspomnień - z archiwum

Było cudnie!! Zwłaszcza, gdy pogoda dopisywała. Dopisywały wtedy również humory. I nic nikomu nie przeszkadzało, że Optymistka miała PMS i że teściowa Menżowi nad głową marudziła. Jakoś wszystko dawało się znieść :)

W wodzie zabawy było co niemiara. Byłam pewna, że to Antoś będzie tym, który będzia miał opory przed zimnym Bałtykiem. Tymczasem to on pierwszy do niego wskoczył. Za to Maciek przez pierwszych kila dni podkurczał nóżki i już na sam widok zimnej wody wołał "ała"! Za to miał wielką frajdę z ogromnej piaskownicy w której nikt nie zabraniał mu się bawić :)

W gorszą pogodę zaliczaliśmy długie spacery i samochodowe wycieczki. I co nie umyka uwadze - okoliczne stragany i miejsca zabaw sporo na nas zyskały :)

Spędziliśmy razem, całą rodzinką bardzo miło czas. Było bezstresowo, beztrosko, radośnie. Żal serce ściska, że nie można dłużej.

A woda w Bałtyku naprawdę była ciepła!! :)


Tylko mocno nagrzane ciało tak dziwnie na nią reagowało :)
W przyszłym roku też pojedziemy nad morze! :)

niedziela, 1 sierpnia 2010

20. I po wakacjach - z archiwum

No to jesteśmy. Zostawiliśmy morze za sobą i pora wrócić do rzeczywistości. A szkoda, bo mimo średniawej pogody przez połowę urlopu, to te wakacje uznajemy za udane :) Relacja i fotorelacja nieco później bo teraz lecą mi oczy. Poza tym Monż niedomaga żołądkowo więc muszę ogarniać. I jeszcze jakieś zakupy wypadałoby zrobić bo w lodówce puchy. Całe szczęście, że dzieci zostają u dziadków do wtorku :)

wtorek, 27 lipca 2010

19. Morskie opowieści - z archiwum

O tym, że w sumie pogody brak :/ Pięknie było przez może 4 dni? No ale to norma nad polskim morzem. Obecnie plażować raczej nie da rady :( Można za to spacerować, wydawać dwójki na automaty, objadać się lodami i goframi :) Zawsze to jakaś rozrywka :) Tylko pewnie efekty diety pójdą na marne, ale co tam - wakacje to wakacje, trza dać na luz. No to do zaś :)

sobota, 17 lipca 2010

18. Nie jest dobrze - z archiwum

Stanowczo nie jest dobrze. A powodem tego niedobrze jest zaliczony wczoraj wieczór panieński....
Krótko mówiąc..... U M I E R A M. Nie wiem czy to dieta, czy sam fakt niespożywania od jakiegoś czasu czegoś więcej niż pół piwa spowodowały, że czuję się jak wyjęta z pralki? A może po prostu wódeczki było ciut ciut za dużo??? :) (Nie było tak źle, 4 flaszki na 10 bab to chyba nie tak starsznie dużo?!?!) W każdym razie zołądek i jelita odmawiają posłuszeństwa, świat nieco się kręci i działam w zwolnionym tempie. Ale skoro to piszę, to chyba idzie ku dobremu, co? :)
Najgorsze, że zamiast leżeć i użalać się nad własnym kacem (i głupotą własną niestety) muszę ruszyć tyłek i zacząć się poakować, bo wyjazd już jutro.
Dobrze, że dzieci nie ma w domu... No nic, idę pić wodę z cytryną i miodem (bo metoda klin klinem jakoś mnie odrzuca) i dawaj do walizek.

środa, 14 lipca 2010

17. Uffff, jak gorąco - z archiwum

Upał, upał, upał... cieszę się, gdy w pracy mogę wyjść na moment na zaplecze, bo tam klima pracuje na całego. Na biurze już tak dobrze nie jest i do tego te tłumy ludzi...
Na spacery z dziećmi się nie ruszam - siedzimy przy domu, w cieniu, z mini basenem w zanadrzu. Ale dobrze nam z tym i nie narzekamy. W zeszły weekned, gdy dzieci znów na dwa dni wylądowały u dziadków, ja cały dzień spędziłam na działce rodziców smażąc się plackiem na trawce i nie robiąc kompletnie nic poza tym. Było mi błogo, gorąco, ale baaaaaaaaaaaaaaaardzo dobrze. Doładowałam baterie.
A baterie musze być naładowane solidnie bo już w niedzielę wyjeżdżamy nad morze. Niby urlop, ale wiadomo jak to z dziecmi :) Ale już sie cieszę, tak dawno nie byliśmy w tamtych okolicach, a tyle przeciez mamy wspomnień z nimi związanych... Pogoda ponoć dopisze. A jesli tak, to już nic poza tym nie będzie nam potrzeba :)

środa, 30 czerwca 2010

16. Braterska miłość i dieta - z archiwum

Antoś zrobił sobie od nas małe wakacje i od niedzieli aż do dzisiejszego poranka był u Dziadków. A Maciuś codziennie rano po przebudzeniu chodził po mieszkaniu i wołał "antoju! antoju!" A poztem ze smutkiem stwierdzał "ne ma". Aż żal było patrzeć na tą smutną buźkę. Natomiast brat, gdy dzwonilismy do niego we wtorek, gdy usłyszał głos taty w słuchawce powiedział "ale ja chciałem z Maciusiem!" :) Oczywiście, gdy się dziś spotkali, to po jakimś kwadransie była pierwsza bitwa, ale dobrze wiedzieć, że tak o sobie pamiętają i tęsknią :)
***
Dieta, dieta, dieta :) Proteinowa oczywiście bo to ostatni hicior :) Zachęcona sukcesami u Gargamelki postanowiłam odchudzić Menża. Siebie nieco też bo nie mieszczę się w ciuchy z zeszłego lata. Na diecie jesteśmy od 1,5 tygodnia i co? Monża -5, ja -3,5. Całkiem nieźle :) Dieta dosyć urozmaicona więc da się wytrzymać. Choć przyznam, że gdy dziś kroiłam chłopakom świeżusi chlebek, smarowałam masełkiem i obkładałam pomidorkiem to niemal płakałam :) Ale czego się nie robi :D

wtorek, 15 czerwca 2010

15 czerwca - z archiwum

Rano w łazience. Robię makijaż. Chłopcy wstali przed momentem, wylegują się jeszcze w pieleszach. Słyszę szepty, dreptanie, a w końcu gromkie „sto lat” w wykonaniu Moich Trzech Mężczyzn. Stuknęło 27. Fajnie. Bo to dopiero 27. Mąż, dzieci, mieszkanie, samochód, praca, perspektywy. Tylko czasami muszę dać sobie prztyczka w nos,  bo wydaje mi się, że nic dotąd nie osiągnęłam. Dotąd? Przecież najlepszy czas dopiero przede mną.
Wszystkiego najlepszego Optymistko! :)

niedziela, 13 czerwca 2010

15. Emocjonalnie - z archiwum

Koszmarny sen dziś miałam. Byłam w ciąży, ale nosiłam nie swoje dziecko, dziecko dla kogoś innego. I ono nie chciało się urodzić, choć był już jego czas. I wypchnełam je bardziej siłą woli niż skurczami, i nikt nie chciał mi pomóc, i w końcu sama je z siebie wyjełam, a ono nie płakało, nie dawało oznak życia. Biegałam z nim po szpitalu wołając o pomoc, ale nikt nie pomagał. Pielęgniarki przechodziły obojętnie. A jak tak strasznie płakałam. A potem nagle znalazłam się wśród czegoś w rodzaju grupy wsparcia, a moje ostatnie słowa przed obudzeniem brzmiały "straciłam wczoraj dziecko". Obudziłam się i czułam jakby walec po mnie przejechał...
Może  to dlatego, że ostatnio czuję ze zdwojoną siłą, że chciałabym mieć kolejne dziecko. Gdy widzę kobiety z brzuszkami, mamy z maluchami, albo gdy przyjdzie mi takie maluchy wziąść na ręce moje serce rwie się do tych przeżyć chyba jeszcze bardziej niż przed pierwszym dzieckiem. A jednocześnie mam świadomość, że byłoby mi strasznie trudno, że już teraz moje emocje i stroje są tak rozchwiane, że byle pretekst powoduje wybóch, jakich mało. Poza tym cieszę się przecież z powrotu do pracy i perspektyw, które przede mną. I tak się to wszytsko we mnie bije, a potem śnią mi sie takie rzeczy...
***
Oglądam właśnie TZG. Wiem, wiem, że to już oklepane i wogóle. Ale miałam kiedyś okazję liznąć nieco tańca i poczuć emocje z tym związane. I gdy tak patrzę jak płyną i tańczą i tworzą coś pięknego to serce rwie się i do takich emocji...

czwartek, 10 czerwca 2010

14. Dylematy i o plusach mieszkania w bloku :) - z archiwum

Co u nas, co u nas.
Choróbska głównie. Na przemian Mały z Dużym. Obecnie Duży na tapecie. A najlepsze (lub najgorsze) jest to, że nie wiemy co mu jest. Otóż łapie go gorączka, co parę dni, bez innych objawów. I dziwne to jest. Bo wczoraj rano na przykład ledwo stał na nogach, do tego stopnia, że nie poszłam do pracy. A po południu - jak nowo narodzony, jakby nic mu nie było. Oczywiście zrobilismy podstawowe badania. Mocz OK, morfologia kiepska (duże leukocyty), CRP bardzo wysokie. Lekarka kazała nam dać siki na posiew i na powtórne badanie ogólne, a potem podać antybiotyk. I tu mój dylemat - podawać czy nie... Bo skoro badanie ogólnie nic nie wskauje to może trzeba by szukac gdzie indziej, a nie tak kulą w płot. Na posiew trzeba czekać ok tygodnia. Dziś jeszcze wizyta koło południa bo zauważyłam coś jakby wyciek z ucha. Ale poza tym Szkrab od rana wygląda na zdrowego, bryka i broi. No nie mam podstaw, żeby mu dać ten antybiotyk, szczególnie, że w ostatnim czasie już sporo się ich nałykał :/
***
Z nowości.
Starszy odpieluchowany już dokumentnie, znaczy śpi bez pieluchy. Nie sprawdziła się u nas rada, by zabarć dzieku pieluchę dopiero, gdy po nocy będzie sucha. Bo dopóki były pieluchy na pupie, dopóty siki lądowały tam właśnie. Zaryzykowaliśmy mokry materac, tymczasem nic takiego się nie stało :) Młodszy za to dopiero rozpoczyna swą przygodę z sikaniem pod krzaczek i na stojąco :)
Kolejna nowość jest taka, że odzyskalismy sypialnię :) Znaczy Maluch śpi w pokoju Dużego, tudzież w ich wspólnym pokoju. Właściwie nie ma z tym problemu, poza tym, że kiedyś do spania wystarczył kocyk, a teraz musi być jeszcze "auau" (piesek) i "bum bum" (autko). No i trzeba sobie pogadać aż starszy brat zaśnie. Całe szczęście bratu to nie przeszkadza.
***
Korzystamy w pełni w letniej pogody. Odkurzyliśmy nasze rozwery i po odpowiednich zakupach możemy jeździć w konfiguracji 2 na 1 :) Młodzi bardzo to lubią :) Doceniam też obecnie fakt pracy na pół etatu, bo mogę ruszyć się z nimi na popołudniwy spacer i nie umieram z gorąca :) Super jest to, że gdy ja muszę zrobić coś w domu to chłopaki idą na dwór i nie muszę się o nich martwić. I nawet posiłki jemy na dworze. A najlepsze jest to, że mieszkamy w bloku :) Tylko tak jakoś szczęśliwie nam się trafiło, że mamy spory kawałek ogrodzonego ogródka, a na przeciwko las :) Dobrze nam tu :)

środa, 26 maja 2010

13. Obrazek sprzed kilku dni - z archiwum

Jak zwykle (ostatnio) - padało. Cóż robić. Zapakowałam dzieciaki do auta i dalej w długą do supermarketu. Po kalosze. Bo stare już za małe.
Kalosze - 39.00 zł.
Zobaczyć minę trzylatka, gdy zaproponuje mu się skakanie po kałużach - BEZCENNE :)

wtorek, 25 maja 2010

12. Się rozkleiłam - z archiwum

zn. prawie się rozkleiłam, gdy dziś mój Starszak śpiewał i recytował wierszyk z grupą ledwo mówiących trzylatków. Niewiele moża było zrozumieć, jednak zaangażowanie widoczne na małych buziach chwytało za serce. To był mój pierwszy przedszkolny Dzień Mamy. A gdy jeszcze z głośników popłynęło "Kto mi tuż przed snem nucił bajki baj, baj..." a mała rączka ściskała mnie mocno, to musiałam bardzo mocno nad sobą panować, żeby najzwyczajniej w świecie się na całego nie rozbeczeć. Monż też miał świeczki w oczach. Nie przypuszczałm również, ile emocji może wzbudzić we mnie mały, papierowy kwiatek...

poniedziałek, 3 maja 2010

11. Nic nie zrobię - z archiwum

Bezsilność. Uczucie, które dominuje we mnie od kilku tygodni. Bezsilność względem kolejnego zapalenia ucha Antka i jego drugiej w ciągu miesiąca jelitówki, bezsilność względem jelitówki Maćka, która dopadła go wczoraj. Bezsilność względem mojego choróbska, które nie odpuszcza trzeci tydzień. Bezsilność względem wielkości kwot wydawanych w aptece - gdyby to odkładać polecielibyśmy w tym roku na Malediwy. Bezsilność wobec wandali, którzy w nocy koło naszych okien wymalowali sprayem jakieś bzdurne hasła. Bezsilność wobec bałaganu, który narasta mi w domu w zastraszającym tempie.  Jestem zła, zmęczona, sfrustrowana.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

10. Się zirytowałam - z archiwum

Ja się pytam, po jaką cholerę, właściciele miejsc noclegowych w miejscowościach turystycznych w Polsce, podają na swoich stronach swoje maile? Wysłałam już krocie wiadomości z zapytaniami o miejsce i ceny, a odpowiedzi dostałam może ze trzy? To się nazywa dbanie o klienta? A jak już odpiszą, to też mi ciśnienie podnoszą, bo osoba dorosła buli 50 zł za miejsce i 2 latek też buli 50 zł za miejsce. Dlaczego? Ano dlatego, że pani ma w ośrodku tylko dwa pokoje 4ro osobowe typu studio i nie zamierza z tego powodu dawać dzieciom zniżek. A ja z kolei nie zamierzam mieszkać w pokoju, który studiem nie jest, bo mam ochotę jakoś tam funkcjonować gdy bachoki pójdą spać. No więc klops.
A może ktoś z was zna jakieś ciekawe miejsce nad morzem lub w Bieszczadach, gdzie nie umrzemy z nudów a jednocześnie nie zbankrutujemy?

czwartek, 22 kwietnia 2010

9. Trzeba coś wreszcie napisać, nie? - z archiwum

Co u nas? Chorujemy. Najpierw dopadła nas jelitówka, a teraz Antek ucho, Maćkowski katar, a ja zatoki. Młody dzielnie bierze zastrzyki, ja łykam antybiotyk, inni na razie kurują się sokiem z malin lub agrestu. Co poza tym? Nic właściwie. Szara, zwykła codzienność. I brak weny do pisania.

piątek, 9 kwietnia 2010

8. NIE-MAM-CZASU - z archiwum

Czas biegnie jak oszalały, przelewa się przez palce, nie daje wytchnienia. Milion niezałatwionych spraw. Nieodebrany dyplom, wizyta u ortopedy, alergologa, trzeba kupić dobre buty, jakąś bluzkę, jakieś ciuchy na ciepłe dni, przemyśleć i zrobić ostatnią już imprezę urodzinową, ugotować obiad, uporać się z górą prania i kurzem na półkach, pomyśleć nad remontem, rozwiązać osobiste problemy palące od miesięcy, pogadać z mężem, pobawić z dziećmi, zaplanować wakacje i przy okazji nie zbankrutować, odetchnąć, odpocząć, pomyśleć o sobie, poczytać książkę… A czas biegnie jak oszalały.

niedziela, 28 marca 2010

7. Nasz Antoś ma dziś święto - z archiwum

Trzy lata minęły... Chciałam coś tam więcej napisać, ale chyba nie. Jedynie tylko, że mam cudownego Syna. Ale to chyba powszechnie wiadomo :)

środa, 24 marca 2010

6. Wiosna w błękitnej sukience - z archiwum

Halo, strazacy? Przyjedzcie zabrac mame! Tylko sybko!
Tak zareagował mój Starszak na reprymendę, którą ode mnie dostał przed momentem...
Generalnie okazuje się, że Antek ma dosyć wybujałą wyobraźnię. Dziś, na ten przykład, wymyślił sobie, że GDY BYŁ MAŁY, to widział pociąg jeżdzący po dachu naszego samochodu. Dowiedziałam sie też jakiś czas temu, że wypadł kiedyś z autobusu, oczywiście dawno dawno temu, gdy jeszcze sikał w pieluchy. Albo, że miał kiedyś dwa siusiaki (?!?!?). A już szczytem jego trzyletniej fantazji było wyrażenie dziś chęci posiadania "jeszcze jednego Maciusia i siostry". YYYY ja się pytam, co tam ma być?!?!? Ja protestuję przeciwko takim postulatom!
Ciekawe czego jeszcze się dowiem :)
A tymczasem pobijamy rekord... jakoś chyba trzeci tydzień w przedszkolu? Bez choróbska? Taaak. I tfu tfu tfu odpukać w niemalowane.
A dziś usłyszałam od niego piosenkę, której nauczył się w przedszkolu. Mało co nie pobeczałam się ze wzruszenia :) Bo oznacza to chyba, że nie jest mu tam tak do końca źle :)
Wiosna buja w obłokach,
wiosna płynie wysoko,
wiosna chodzi po drzewach,
wiosna piosenki śpiewa.
:D

czwartek, 18 marca 2010

5. Chwila przerwy - z archiwum

Kolejna impreza w nastepny weekend. A tymczasem kawałek tortu dla Was (udał się!!!) Smacznego! :)


A prezent Menżowi podobał się, a jakże. Tylko chciałoby się rzecz - no i co z tego....

21:44 EDIT
Chiałyście przepisy to macie :)
Do torta wyżej jest link. Tiramisu nie podaje, bo nie warto, niezbyt dobre ciasto.
A sałatki robiłam tak:
BROKUŁOWA
dwa brokuły podzielone na różyczki wrzucić na wrzątek (posolony z małą ilością cukru) i gotować ok 4 minut (mają być twardawe), potem zahartować zimną wodą. Powinny zostać ładnie zielone.  Gdy ostygną wymieszać je z selerem ze słoika i garścią uprażonego na patelni słonecznika. Sos to majonez z jogurtem, sól, pieprz do smaku. I tyle. Niektórzy jeszcze dodają kukurydzę z puszki. Najsmaczniejsza sałatka wieczoru :)
SURIMI
2 opakowania surimi wymieszać z 6-8 jajkami, szczypiorkiem, majonezem, solą i pieprzem. Pokroić, zamieszać. Można zrobić pastę albo sałatkę. Dla lubiących owoce morza :)
CESAR a'la OPTYMISTKA
Sałatę na jaką macie ochotę ułożyć na dużym półmisku. Potem poukładać na tym pomidorki koktajlowe, ogórka, zółtą paprykę, cebulę zwykła, czerwoną lub zieloną i... co tam jeszcze chcecie. Polać sosem vinegrett. Posypać żółtym serem. Na tym wszystkim ułożyć grilowanego kurczaka (ja kroję w podłużne paski). Na koniec posypać grzankami :) U mnie ta sałatka wygląda inaczej za każdym razem, gdy chcę się pozbyć resztek z lodówki :)
KABANOSOWA
Tej sałatki nie robiłam jeszcze, ale jadłam ją już i jest boska.

30 dkg kabanosów-pokroić w 0,5 cm kawałki
10 korniszonów
1 cebula
rukola około 30 listków
sos:
5 łyżek majonezu
1 ząbek czosnku( rozgnieść)
2 łyżki octu balsamicznego
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka pieprzu
1 łyżeczka majeranku
vegeta do smaku

SMACZNEGO! :)

sobota, 13 marca 2010

4. Biało i urodzinowo - z archiwum

Nie, wcale się nie wkurzam na ten śnieg za oknem. Bo rano, mimo śniegu, ćwierkały ptaki w pobliskim lesie. Znaczy, że wiosna blisko. A ten śnieg to tylko czyjś głupi żart, którym nie należy sie przejmować :)
Bardzo urodzinowy mamy marzec. Świętują Monż, Syn, Ojciec i Chrześniak. Jutro pierwsza impreza. Menu jest takie:
Na słodko - Tort Szwarcwaldzki i ciasto Tiramisu.
Wytrawnie - sałatka Surimi, brokułowa ze słonecnzikiem i Cesar a la Optymistka :) Do tego jakieś wędliny, deska serów i ciepłe bagietki z masłem czosnkowym. No i oczywiście nie może zabraknąć różowego Carlo Rossi :)
Pierwsze podejście do wypieków było wczoraj. Średnio udane niestety. Spód czekoladowy się nie dopiekł. Za moment podejście drugie... Obym nie musiała korzystać z ofert cukierni...

piątek, 12 marca 2010

3. Ściemniacz - z archiwum

Mam w domu takiego jednego. Wrócił wczoraj z przedszkola z gorączką i bolącym uchem.
A dziś? Zdrów jak ryba. Wciął rano jajecznice z dwóch jaj i wołał o jeszcze. Poszliśmy na wszelki wypadek się przebadać jednak żadnych oznak niedomogi u Delikwenta nie znaleziono. Ot, co – jedna wielka ŚCIEMA.
Z jednej strony cieszy mnie, że jest zdrowy. Z drugiej, zdaję sobie jednak sprawę, że to kwestia przeżywania i stresu jaki Go dopada w wiadomym miejscu. Program adaptacyjny miał rozwiązać sprawę. Było powoli bez rzucania na głęboką wodę. I co? Jest jak jest. I głęboko to ja się teraz zastanawiam co robić dalej. Bo nie wiem czy to normalne i jak reagować na taką sytuację.

środa, 10 marca 2010

2. Odżywam - z archiwum

Matko i córko, co się ze mną dzieje? :)
Mogę teraz wstać o 7 bez większych problemów. Mogę ugotować obiad na jutro już dziś, choć wcześniej wydawało się to N-I-E-M-O-Ż-L-I-W-E. Mieszkanie doprowadzam do porządku też wieczorem - Wow - da się to zrobić! Energi mam cały zapas, dzieci jakieś grzeczniejsze??? Wiosna? Słońce?
A może po prostu wszystko wreszcie jest (prawie) tak jak ma być? :)

poniedziałek, 8 marca 2010

1. Naleśniki, Dzień Kobiet i życiowe decyzje - z archiwum

- Tatuuuuuuuśśś, chodź pokroić mamusie!!!!!!!!!!!!!!!!
Od pewnego czasu to ulubiona zabawa Starszaka. Mama jest naleśnikiem. To znaczy zawijam się w narzutę z łóżka i udaję słodki deser. Dziecię zwykle kroi, podgryza, czasem wzywa innych na pomoc. Ostatnio chyba mu ten seser nie smakuje bo do czyności powyższych dołączyło skakanie i zgniatanie naleśnika na miazgę. Ot, co mi się trafiło.

Dziś Dzień Kobiet. Stary, dobry Dzień Kobiet. W prezencie otrzymałam pomyte naczynia (to Monż), wyprasowane pranie (to Teść), kwiatka na drucie (wiadomo od kogo) i tulipana (z pracy).
Jakiś czas temu przeczytałam na blogu Frustratki notkę o tym, że kobietą się nie jest, że kobietą się bywa. Pomyślałam wtedy, że dokładnie tak się czuję i że nawet to "bywanie" to bardzo rzadkie w moim przypadku zjawisko. Poużalałm się więc nad sobą przez jakiś czas. Siedzenie w domu nie sprzyja myśleniu :) Poszłam do pracy i od razu mi przeszło. Jestem Mamą. I to, że chodzę po domu w dresie bez makijażu nie odbiera mi mojej Kobiecości. Urodziłam dwoje dzieci i ten fakt w mojej Kobiecości utwierdza mnie jeszcze bardziej. I tak - gotując obiad też jestem Kobietą. Przez duże K. Bo kobietą się JEST, a nie BYWA. A to, że zaczęłam to odczuwać teraz, gdy muszę zrobić codziennie makijaż i ubrać się w fajne ciuchy to już całkiem inna sprawa :)

Pierwszy tydzień w pracy już za mną. Na razie spokój, bo nie pracuję z klientami. Na razie zaszywam się w gabinecie szefowej :)  I tak sobie myślę - z perspektywy czasu - czy nie było jednak błędną decyzją zostać tak długo z dziećmi w domu? Już dawno zorientowałam się przecież, że takie kurodomowienie na 100% to jednak nie moja bajka. Czy dzieciakom nie wyszłoby na dobre moje wcześniejsze "urwanie" się z domu? Może byłabym spokojniejsza, mniej sfrustrowana, może mój czas z nimi byłby bardziej wartościowy? Może, może, może... Niewielki jest sens do tego wracać, bo co było, mineło i nie wróci. Niemniej jednak zaprząta mi to głowę od pewnego czasu więc musiałam to z niej wyrzucić.
Adios!