niedziela, 25 grudnia 2011

75. Boże Narodzenie - z archiwum




Święty Józef załamał ręce,
denerwują się w niebie święci,
teraz idą już nie Trzej Mędrcy,
lecz uczeni, doktorzy, docenci

Teraz wszystko całkiem inaczej,
to, co stare, odeszło, minęło,
zamiast złota niosą dolary,
zamiast kadzidła --- komputer,
zamiast mirry --- video

--- Ach te czasy --- myśli Pan Jezus ---
nawet gwiazda trochę zwariowała
ale nic się już nie zawali,
bo wciąż mamusia ta sama.

                                                Ks. Jan Twardowski

poniedziałek, 19 grudnia 2011

74. O ironio - z archiwum

... wreszcie mam trochę czasu, by tu coś napisać. Ale tylko dlatego, że Dzieć śpi właśnie po zabiegu usunięcia trzeciego migdała i drenażu uszu. Tak się nam średnio szczęśliwie poukładało przed świętami. Siedzę więc w klinice i słucham rytmicznego pikania czegoś, co połączone jest z palcem mojego syna. Mam nadzieję, że wieczorem pojedziemy do domu. Została jeszcze tylko formalność jedna drobna - uszczuplić nieco nasze konto na rzecz kliniki, bo oczywiście NFZ pozostawił nam jedynie opcję czekania przez kilka miesięcy. A czekać się nie da, gdy dziecko miewa bezdechy... No ale. Może wreszcie zdrowie Antka wróci do normy, a to jest warte każdych pieniędzy.
Co poza tym. Przedświąteczna gonitwa trwa, zatrzymana dziś na jedną chwilkę, ale pewnie od jutra powróci z podobną intensywnością. Wigilia miała być u nas, ale z wiadomych względów nie będzie. Sprzątaniu nie ma końca. To tak jak z tym śniegiem, co to nie ma sensu go odgarniać bo i tak pada. Choina ubrana, nawet dwie, bo chłopcy też chcieli mieć swoją. Trzeba by pomyśleć o jakimś serniku na święta i makowcu, piernika upiec, ryby przygotować, prezenty spakować a co niektóre to jeszcze kupić... Tylko kiedy, skoro doba jest co najmniej o 10 godzin za krótka? Kolejki w marketach stoją między regałami (kryzys?!?!?) i stoi się dłużej niż robiło się zakupy. Kiedy jeszcze usiąść z dziećmi, zatrzymać się, pozachwycać, przeczytać świąteczną książkę, pokazać w czym tkwi piękno nadchodzących dni... Dziki bieg do utraty tchu.
Do pracy przywykłam. Tylko mam wstręt do kompa i wrzeszczących ludzi. Ale co mi tam. Pokrzyczą i przestaną, a dla mnie i tak nic się nie zmieni.
 No to wesołych! bo pewnie nie dotrę tu już przed świętami.

sobota, 29 października 2011

73. Siedemdziesiąt trzy - z archiwum

Sobota. Pierwsza od baaaardzo dawna, którą mogę spędzić w domu. Zawsze jakiś wyjazd, impreza, załatwianie, bla bla bla, nie było czasu na nic. A dziś jestem sama. I będę sprzątać swoją szafę, bo nie mam gdzie układać wypranego prania :) Gdy skończę pewnie okaże się, że zajęte będą dwie półki :)
Praca. Wciągnęła mnie odkąd przeszłam na pełny etat. 4 dni w tygodniu wracam do domu przed 19 i padam. Nie ogarnęłam się jeszcze organizacyjne. Nie sprzątałam od wieków, obiad jest zwykle szczątkowy, góry prania czekają, aż ktoś się zlituje. Poziom stresu wzrósł o 100%, melisa stała się codziennością i jakieś ziołowe cukierki też. Czekam, aż przyjdzie przyzwyczajenie, może wtedy będzie spokojniej. Choć mam wątpliwości czy to w ogóle możliwe.
Chłopaki. Rosną. Maciek wykazuje jakieś nadprzyrodzone zdolności obrony przed zarazkami :) - od początku sezonu przedszkolnego nie chorował, pomimo, że cała reszta Optymistów tak. Niepojęte. Starszy nadal nie przywykł do nowego przedszkola, a ja coraz częściej myślę, że ta zmiana to jednak był błąd :/
No nic, idę sprzątać... Miłego weekendu!

***
Dopisane:
Załamałam się :( Antek siedział w domu przez miesiąc, zjadł dwa antybiotyki. A w przedszkolu był tydzień. Przed momentem dzwoniła babcia - gorączka i katar do podłogi. Płakać mi się chce.

sobota, 1 października 2011

72. Ciacho :) - z archiwum

Co się robi w domu, gdy podczas pięknej pogody wszyscy chorują i nie można biegać po podwórku?
Piecze się ciasta :) Częstujcie się! :)


Tarta rustykalna. Oczywiście z przepisu z bloga Moje Wypieki.

czwartek, 29 września 2011

71. Przedszkolne zmory - z archiwum

Serce mi się łamie i czuję ścisk w żołądku od kilku dni.
-Synku, jak tam w przedszkolu?
-Dobrze...
-Znalazłeś już sobie kolegę?
-Piotrusia, ale jest chory...
-Ale bawisz się z innymi dziećmi jak nie ma Piotrusia?
-Nie, sam ze sobą...
-A dlaczego?
-Bo oni nie chcą się ze mną bawić...
-A mówiłeś im, że chcesz się z nimi bawić?
-Tak, ale oni nie chcą...

Wczoraj babcia odebrała Antosia z przedszkola z niemal histerycznym płaczem, bo ktoś podeptał jego rysunek.
Nie odnalazł się jeszcze w nowej grupie ten mój Syn kochany. A poprzednim przedszkolu był Maks i Kubuś i inne dzieci, z którymi Antoś złapał dobry kontakt. W  obecnym przedszkolu trafił do grupy 4/5-latków, w której na 25 dzieci jest tylko 8 czterolatków, a poza tym wszyscy się znają od dłuższego czasu. No i samo to moje dziecko tam jest. Niby na co dzień nie pokazuje, że coś jest nie tak, ale potem w jednej chwili jego odczucia się kumulują i wybuchają. I nie wiem jak pomóc mu poradzić sobie z tą sytuacją. Jutro idę porozmawiać z wychowawczynią.
Znacie jakieś bajki-pomagajki, które pomogłby poradzić sobie z takimi sytuacjami?

niedziela, 25 września 2011

70. Nasz Maiciuś :) - z archiwum


Jakoś trudno mi uwierzyć, że Nowy skończył już trzy lata... Niedawno się toto rodziło przecież... Jaki jest nasz Trzylatek? Zawsze uśmiechnięty i pogodny, humorki miewa rzadko. Przytulasty bardzo i całuśny. Uwielbiam słuchać jak się śmieje, robi to całym sobą. Jego autorytetem jest brat, poszedłby za nim w ogień. Zawsze też o nim pamięta: "a dla Atosia tes masz cukerka?". Jest też dzielnym przedszkolakiem - od początku września ani razu nie było płaczu w przedszkolu, a panie go uwielbiają. Potrafi zaskakiwać. Ostatnio przerwał zabawę tylko po to by się przytulić i powiedzieć mi na ucho "kocham cie mama".
Chciałabym Synku, byś taki pozostał, byś radośnie i z uśmiechem szedł przez życie i byś swoją radością i pogodą ducha zarażał innych. Kochamy cię mocno!

niedziela, 18 września 2011

69. Stressss - z archiwum

Ciężki tydzień za mną. Okupiłam go kilogramem mniej na wadze i włosami wypadającymi garściami. Przez tydzień Monż niemal nie jadł obiadu, w domu panował kosmiczny bajzel i generalnie rodzina nie miała ze mnie pożytku bo chodziłam przybita, zestresowana i nie do życia. A wszystko przez L4 jednej koleżanki z pracy i zaplanowany już dawno urlop drugiej. Jakoś tak się nieszczęśliwie złożyło, że oba te wydarzenia zbiegły się w czasie i Optymistka musiała wyjść do potworów jakimi są KLIENCI. Tak, tydzień na obsłudze klienta dał mi w kość. Jako, że na co dzień zajmuję się w pracy nieco innymi sprawami musiałam w dość szybkim tempie opanować system obsługi i wszystkie reguły, promocje, itd. Niestety błędów (koszmarnie głupich) się nie ustrzegłam, a najgorsze, że nie wynikały one z mojej niewiedzy, a chyba tylko z nieuwagi spowodowanej zdenerwowaniem. Zjadłam opakowanie Valerinu, wypiłam hektolitry mięty z melisą i jakoś przetrwałam, ale gdzieś koło środy byłam pewna, że raczej muszę poszukać innej roboty, bo do tej kompletnie się nie nadaję. Wiem, że to był rzut na głęboką wodę i że do wszystkiego można przywyknąć i wszystkiego się nauczyć, jednak tydzień to za mało. Z drugiej jednak strony cieszę się, że wreszcie mam to za sobą - prędzej czy później musiałabym poznać i to stanowisko.
Żeby nie było mi za łatwo, w piątek po południu dostałam telefon z przedszkola, że Dzieć gorączkuje i nie daje się dotknąć niani, która przyszła go odebrać. Jako, że z biura nie mogłam się ruszyć nosiło mną strasznie, bo zwykle było tak, że gdy coś się działo mogłam w pracy rzucić wszystko i jechać do dzieci. Tym razem musiałam ściągać Menża, żeby Dziecia odebrał i zaprowadził do lekarza.
A już tak na dobicie, w piątek, również po południu, umówiona byłam na chirurgiczne usuwanie ósemki. Miało nie boleć. Bolało. Znowu doszłam do wniosku, że ból porodowy to jednak pikuś.
Dopiero wczoraj odetchnęłam, a dziś odpoczęłam. A jutro z opuchniętym policzkiem ruszam dalej do boju.

sobota, 3 września 2011

68. Przedszkolaki - z archiwum

Rozpoczęliśmy rok przedszkolny bezboleśnie :) Starszak zachwycony nowym przedszkolem poleciał jak wiatr do sali i tyle go widzieliśmy. Młodszy przestraszył się tylko nieco, gdy wszedł do sali i zobaczył grupę płaczących dzieci, ale odwróciłam jego uwagę w stronę zabawek i dwóch dziewczynek, które nie płakały no i przetrwał. Następnego dnia tylko troszkę się zdziwił, dlaczego te dzieci tak płaczą, a potem poszedł się bawić. Nie było problemu ze spaniem, ani z jedzeniem, ani z tym, że mama przyszła dopiero o 14.30. Jest dobrze, bo chłopaki nie mogą doczekać się poniedziałku :) a Maciek ciągle powtarza, że przedszkole jest "śupel" :) Nie myślałam, że pójdzie aż tak łatwo. Ufffff.

wtorek, 30 sierpnia 2011

67. Mam problem - z archiwum

...bo prawdopodobnie czyta tego bloga ktoś, kto nie powinien tego robić :/ Nie mam ochoty zakładać nowego, ani tym bardziej przenosić notatek i komentarzy. Nie mam też ochoty blokować dostępu na maksa. No i co mam z tym fantem zrobić?
***
Pojutrze pierwszy dzień chłopaków w nowym przedszkolu. Musimy rzucić ich na głęboką wodę, bo w pierwszych dwóch tygodniach września muszę pracować na cały etat. Maciek cieszy się, gdy wspominam o przedszkolu, ale biedak pewnie nie rozumie jeszcze, co go czeka. Antoś rozumie, ale czy nie zatęskni za starym przedszkolem, za panią Anią i przyjacielem Kubusiem? Stresuje mnie to wszystko i zabiera mi spokój.

czwartek, 18 sierpnia 2011

66. Intensywnie - z archiwum

Jakoś tak ostatnio się dzieje, że trudno mi znaleźć chwilę dla siebie. Młyn w pracy, młyn w domu, milion spraw do załatwienia czy ogarnięcia. Weekendy mijają szybko i niepostrzeżenie, a ja czuję się jakbym wjeżdżała na rowerze pod dużą górę bez widoku na szczyt.
Najbardziej upierdliwe jest bieganie po lekarzach. Znowu dopadło mnie zapalenie tęczówki, reumatolog też już wie co mi jest no więc ganiam i załatwiam badania, wizyty i inne duperele by móc się leczyć w jakiś sensowny sposób, ale to temat na oddzielną notkę.
***
Długi weekend minął nam pod znakiem cukrowej rocznicy ślubu. Zaliczyliśmy kino, kolację i wieczór we dwoje - czyli dość standardowo, ale wystarczyło by odetchnąć i przypomnieć sobie jacy byliśmy te 6 lat temu.

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

65. Poniedziałku - z archiwum

"Poniedziałku,
spadłeś na mnie wprost po niedzieli
kiedy w sennej białej pościeli
udawałam, że nie dzwoni budzik.
Poniedziałku,
jesteś pierwszym dniem po weekendzie
zawsze drżałam co ze mną będzie
kiedy dla mnie zaczniesz się o 7:00.
Poniedziałku,
nie myślałam nigdy najlepiej
o tym co nowego przyniesiesz..."

i tylko tyle dziś chciałam...

niedziela, 31 lipca 2011

64. Zakupy i dobra dusza - z archiwum

W zeszłym tygodniu pojechałam do Lidla po zaopatrzenie dla rodzinki. Z braku innych możliwości miałam ze sobą chłopaków. Zwykle nie zabieram ich na zakupy, bo po pierwsze załatwiam je wtedy szybciej i sprawniej, po drugie unikam sytuacji "mamooooo kuuuupisz???", po trzecie zwykle taka wyprawa kończy się moją nerwówką. Tak było i tym razem. Pod koniec zakupów gromy rzucałam już na prawo i lewo. Niestety. Nie umiem w takich sytuacjach dać na luz. Gdy tak piekliłam się na parkingu ładując zakupy do bagażnika i upominając co chwilę chłopaków podszedł do nas pewien Pan. "Ależ pani dziś nerwowa" - usłyszałam. Pomyślałam, "świetnie, jeszcze tego mi trzeba było". Byłam pewna, że Pan będzie chciał "coś do jedzenia, a najlepiej 5 złotych na obiad". PAn nie chciał. Zaproponował, że odprowadzi wózek, a ja na to, że nie ma tam pieniązka bo wziełam luźny. "Wiem - ja tylko chcę pani pomóc" - odpowiedział Pan. Zatkało mnie. Pośpiesznie wywaliłam wszytsko do bagażnika i oddałam wózek. A Pan jeszcze życzył mi dobrego dnia, uśmiechu i żebym nie była taka nerwowa. Podziękowałam i pojechałam. A gdy już odetchnęłam zrobiło mi się strasznie głupio. I po co mi to było? Te nerwy, ten pośpiech? Co mi to dało? Nic. A moje dzieci niepotrzebnie w tym uczestniczyły. A temu człowiekowi nic nie dałam, forsy, jedzenia, nic. Kretynka.
Może takie sytuacje pojawiają się w życiu by się zatrzymać, opamiętać, zastanowić nad tym co naprawdę ważne?

środa, 27 lipca 2011

63. Pourlopowe opowieści - z archiwum

Trzeci dzień w pracy po urlopie za mną. W poniedziałek rano płakałam, we wtorek już tylko się skrzywiłam, a dziś poszło mi już całkiem sprawnie. Przyzwyczajam się do z powrotem do codzienności :) Pomaga mi w tym niewątpliwie pogoda. Gdyby grzało słońce byłoby trudniej :)
***
Na urlopie zdarzyło się nam kilka, nazwijmy to, nieplażowych dni. Cóż było robić - szliśmy na miasto pozbyć się pewnej ilości monet z cyferką 2 (można zbankrutować normalnie!) albo spacerowaliśmy tylko brzegiem morza. Jednak wolnego czasu do zagospodarowania zostawało nam sporo. Ten czas pozwolił odkryć, że starszak rośnie nam na... hazardzistę i miłośnika gier wszelkich. "Tatusiu pogramy w szafy??" słyszał Monż nagminnie, poprawiał, że to szaCHy i wtajemniczał Dziecia w szachowe tajemnice :) Dziadek był za to od gry w karty - wojna już opanowana i podstawy makao :) Hierarchię kart oraz co to pik lub kier syn ma już w małym palcu. Babcia była od planszówek -  uporczywego chińczyka, zabawnych drabinek i gąsek oraz czasami od młynka (bo on jednak nie taki łatwy). A ja byłam od Jengi :) Poznaliśmy tę grę u znajomych krótko przed urlopem i bardzo nam się spodobała. Największą frajdą jest oczywiście moment, w którym wieża ulega prawom grawitacji i z hukiem ląduje na stole lub podłodze.
A oto mały gracz:

sobota, 23 lipca 2011

62. Wyróżnienie - z archiwum

Poprzednie dwie noty mi skasowało zanim skończyłam :/
Ale do rzeczy: zostałam wyrożniona, za co dziękuję Divette :)

Zasady zabawy są następujące:
1. Skopiować znaczek  i umieścić go na swoim blogu.
2. Wytypować kolejne 16 osób, którym chcę przyznać to wyróżnienie
3. Powiadomić nagrodzonych o przyznanej nagrodzie.
4. Napisać o sobie "siedem rzeczy"

Zatem typuję:
Mozarellę
Maciejkę
Lori
Gargamelkę
Clayę
Elfę
Panią Dukan
Liskę i Pati
Basię
...i tyle. 7 mniej niż ustawa przewiduje, ale tak będzie i już.
No i 7 rzeczy o mnie, co cholerka, wcale takie łatwe nie jest. Ale:
1. Piszę "wszytsko" zamiast "wszystko" - uporczywa literówka, o której wiem, że ją robię, a nie umiem tego wyeliminować.
2. Optymistką jestem już chyba tylko z nazwy, choć nie powiem, staram się. Lepiej byłoby chyba jednak "realistka".
3. Wiem, że drzemie we mnie ogromny potencjał, z tym, że drzemie dość mocno. Ale jeszcze przyjdzie mój czas.
4. Przed momentem dosłownie uświadomiłam sobie, że piszę bloga od 2002 roku (!). Tego pierwszego zahasłowałam i niestety nie pamiętam hasła ani danych z jakimi się logowałam na blog.pl :/
5. Chciałabym znaleźć dla siebie jakąś pasję, która pochłonęłaby mnie bez reszty.
6. Bardzo, ale to bardzo mocno staram się co dzień pamiętać, że mężczyźni są prości :)
7. Nazywam się Ola, mam 28 lat, 171 cm wzrostu, zielone oczy, włosy w zależności od nastroju od jasnego blondu po jasny brąz, jestem żoną, matką, kurą domową i kobietą pracującą.
No to chyba tyle, tym  razem mnie nie zjadło :)

piątek, 22 lipca 2011

61. Wakacje :) - z archiwum




Urlop był, ale już niemal o nim nie pamiętam :) Ważne jednak, że się udał. I pogoda, i kwatera i w ogóle wszytsko.
Pora wrócić do rzeczywistości :/

60. Odnośnie poprzedniej notki - z archiwum

Cytat z maila który przyszedł ze Stowarzyszenia:
"10 czerwca dostaliśmy oficjalne pismo z Wydawnictwa Bauer, z którego
wynika, że Wydawnictwo zaprzestało już w czerwcu publikacji reklam
promujących p-0-r-n-0-grafię. Decyzja ta została zrealizowana bardzo szybko
pomimo ograniczeń związanych z harmonogramami wydawania pism.

Obecnie pisma wydawane w milionach egzemplarzy przez Wydawnictwo
Bauer wyglądają zupełnie inaczej i jest to powód do radości.

Ale to nie wszystko! Wydawnictwo Bauer zdecydowało się na jeszcze
dalej idący krok! Ze strony internetowej serwisu HitMax usunięto wszystkie
filmy p-0-r-n-0-graficzne. To bardzo ważna decyzja pokazująca dobrą wolę
zarządu tej firmy, za co należą się podziękowania. Biorąc to wszystko pod
uwagę, wycofaliśmy nasze pismo do prokuratury odnoszące się do
Wydawnictwa Bauer koncentrując się w tej chwili tylko na działaniach
pozostałych dwóch spółek – CT Creative Team S.A. oraz Emisja S.A.

To wszystko jest wielkim sukcesem tysięcy konsumentów, którzy
wzięli udział w naszych działaniach. Waszym sukcesem!

Ostatnia wiadomość powinna nas jeszcze bardziej zmotywować!
8 czerwca otrzymaliśmy postanowienie prokuratora, który odmówił
wszczęcia dochodzenia w naszej sprawie, tj. sprawie niezgodnego z
prawem rozpowszechniania treści p-0-r-n-0-graficznych przez telefony
komórkowe, z uwagi na możliwy dostęp do tych treści dzieci.
Postanowienie prokuratora można streścić jednym zdaniem: ściganie
nie ma sensu, bo przecież Internet zawiera dużo p-0-r-n-0-grafii.

Po raz kolejny okazało się, że jeżeli sami obywatele nie podejmą działań,
to sprawy nie ruszą do przodu. Stowarzyszenie złożyło w dniu dzisiejszym
zażalenie, które - mamy nadzieję - zostanie uwzględnione oraz
poinformowało o sprawie m.in. Rzecznika Praw Dziecka, Prokuratora
Generalnego, Rzecznika Praw Obywatelskich oraz Helsińską Fundację
Praw Człowieka. Choć nasza akcja osiągnęła już sukces, warto
doprowadzić jeszcze do pozytywnego końca postępowanie w
prokuraturze.

Godzinę temu dowiedzieliśmy się, że Rzecznik Praw Obywatelskich już
wszczął z urzędu postępowanie w sprawie odmowy wszczęcia
postępowania. Jesteśmy dobrej myśli!"

poniedziałek, 6 czerwca 2011

59. Twoja Sprawa - zanim porno wciągnie kolejne dziecko! - z archiwum

"Bronią dzieci przed pornografią" - taki tytuł rzucił mi się w oczy w zeszłotygodniowym Gościu Niedzielnym.
Ci, którzy bronią, to organizacja TWOJA SPRAWA. Zajęli się problemem pojawiania się w pismach określanych jako "rodzinne" reklam o treściach pornograficznych. Te pisma to najczęściej programy telewizyjne, które przecież w wielu domach leżą na stoliku przy sofie. Mnie samej, niejednokrtonie już, pismo takie wpadło w ręce i faktycznie ostatnia strona zwykle zasypana jest reklamami umożliwiającymi dostęp do filmów porno za 1 smsa.
Organizacja walczy z tego typu zjawiskami głównie poprzez zachęcanie ludzi do wysyłania maili o odpowiedniej treci do odpowiednich osób, odpowiedzialnych za umieszczanie reklam w pismach.
Szczerze mówiąc myślałam, że tym sposobem nie wiele uda się zwojować. Jednak, jak informuje GN w najnowszym numerze, jedna z firm zdeklarowałą, że od 1 lipca zaprzestanie publikacji takich reklam w swoich pismach. Aż z ciekawości zakupię, by przekonac się czy to nie puste gadanie.
Może warto się przyłączyć?
www.twojasprawa.org.pl

czwartek, 26 maja 2011

58. Dzień Mamy - z archiwum

Mamo! Jesteś bomboooowa!
Nawet, gdy cię boli głowa!
Więc dostaniesz dziś buziaka
Od swojego dzieciaka! :)

To kwestia Antosia na wczorajszym Dniu Mamy w przedszkolu. Po wizycie lekarskiej okazało się, że to nic poważnego więc można było pójść. Za to dziś Antoś został już w domu z 38 stopniami gorączki :/
Ale Dzień Mamy się udał, pomimo lekkiego nierozgarnięcia Pani Ani - przedszkolanki :) Zmieniała płyty jak szalona a i tak ciągle nieodpowiedni podkład się włączał :) A dzieciaki w tym czasie robiły co chciały :) Antoś z przyjacielem zajęli się prezentowaniem, jak to pięknie potrafią rozpinać i zapinać guziki w koszuli i spodniach :)) Było wesoło :)
Fajnie być mamą :)

wtorek, 24 maja 2011

57. :((((((( - z archiwum

Ręcę opadają. Dzieć znowu z gorączką i jakimś paskudnym kaszlem. Jutro zamiast Dnia Matki w przedszkolu, na który tak oboje czekaliśmy - lekarz. Mam dosyć.
Na pocieszenie wstawiam foty z weekndowego rajdu rowerowego.

sobota, 21 maja 2011

56. Ufffff - z archiwum

Chwila wytchnienia po tym całym tygodniu. Wysprzątałam chatę, z praniem zdążyłam przed deszczem, dziecko śpi - nie jest źle.
Ale...
Niech ktoś mi powie - 40 stopni gorączki przy ospie to norma??? Bo tak było w nocy. Się przestraszyłam nie na żarty. Sama z dzieckiem o północy, nie za bardzo mogę prowadzić samochód, bo śrdnio widzę po kroplach, a dziecko płonie. Najpierw pyralgina, po pół godzinie ibuprofen i czuwanie, czy aby jeszcze nie idzie w górę. Całe szczęście temperatura spadła, ale dopiero po ok. 2 godzinach. Ale wtedy mały zaczął się okropnie drapać więc znowu nie spałam, bo musiałam pilnować.
Wysypało go o wiele bardziej niż Starszego i przechodzi gorzej. Jest bunt na pokładzie w kwestii smarowania, ogólna niechęć do wszytskiego, no i ta temepratura - po południu 39,5 :/
Ale pozostało już tylko przetrwać noc. Rano ewakuacja do babci, a potem rajd rowerowy ze  Starszym. A wieczorem wreszcie wróci Monż. Dobrze, bo już tesknię.
A jak Mały pójdzie już spać na dobre... zrobię sobie kąpiel z owocowymi olejkami. Wmasuję w siebie peeling z miodem i mlekiem, a na twarz położę nawilżającą maseczkę. I może jeszcze mała szklaneczka ginu z tonikiem lub lampka wina... Potrzebna mi chwila spokoju.

czwartek, 19 maja 2011

55. Chorujemy - z archiwum

No i dopadło Młodego, cały jest w kropki. Przynajmniej mamy z głowy. Tylko szlag mnie trafia, że trzeba siedzieć w domu w taką pogodę :/
Mnie też dopadło - zapalenie tęczówki. Kolejna choroba, o której nie wiadomo wprost skąd się bierze. Mniej więcej powtarza się scenariusz z 2009 roku, kiedy to w maju dopadło mnie zapalenie kolana i nikt nie wiedział dlaczego. Mam tylko nadzieję, że z okiem uporam się szybciej. Najgorsza opcja to sterydy lub zastrzyki do oka. Nieciekawie, co? Póki co, do poniedziałku 3 rodzaje kropli.
No i Menża w domu brak - kolejny World Tour w Mysłowicach.
Niech ten  tydzień się już skończy.

piątek, 13 maja 2011

54. W telegraficznym skrócie - z archiwum

Co u nas, co u nas.
Ospa ma się ku końcowi, czekamy na wysyp u drugiego.
Na chwilę obecną do stolycy jedziemy, ale kto wie, co będzie do jutra.
Optymistka ledwo patrzy na prawe oko, przyplątało mi się zapalenie spojówki.
Trwa akcja "odpieluchuj mnie!!!" :) Idzie nieźle, na majciorach zostaje już tylko mała plamka albo zostają suche. Niestety kupa chwilowo jeszcze ląduje w całości nie tam gdzie trzeba.
No, to chyba tyle chwilowo. Zmykam, bo mnie gonią.

niedziela, 8 maja 2011

53. Biedroneczki są w kropeczki - z archiwum

Nareszcie chwila dla siebie, to mogę coś wrzucić.
Gdzieś koło środy wieczorem Dzieć zaczął narzekać na bolącą męskość :/ Po oględzinach okazało się, ze sikacz spuchnięty, trochę jakby siny i "mama nie dotykaj!". W kąpieli odkryliśmy jeszcze wielką krostę pod skórką. Się trochę przestraszyłam bo przez opuchliznę skórka miała problem trafić na swoje miejsce :/ W czwartek rano udaliśmy się wieć do lekarza, wyszliśmy z maścią, furaginem i przykazem smarowania 2 razy dziennie. W czwartek po południu odebrałam Dziecia z przedszkola z 38 stopniami gorączki. Telefonicznie załatwiłam więc receptę na antybiotyk, tak na wszelki wypadek, jakby dziadostwo się rozkręcało. W piątek bowiem chłopaki mili być u babci z racji mojego i mężowego wyjazdu na szkolenie do Łodzi. Ze szkolenia wróciliśmy coś koło 19.00 i przywitał nas Dzieć.... w kropki :) Powyższe problemy okazały się byc początkiem ospy :)
Dzieć siedzi więc cały posmarowany na biało, do lekarki mamy zgłosić się w poniedziałek. Czekam teraz kiedy wysypie Młodego. Całe szczęście Dzieć nie protestuje przeciwko smarowaniu i jakoś strasznie się nie drapie - może przetrwany w spokoju.Najgorsze, że w przyszły weekend miała być wycieczka do stolicy, na Komunię, ale chyba nic z tego nie będzie :/ (tak samo jak w zeszłym roku - do stolicy do prawda trafiliśmy, ale w dniu Komuniii Dzieć się pochorował i zostaliśmy w domu).
Dzieć w kropki wygląda tak :)


Jako, że nie możemy ruszać się z domu czekam nas leniwa niedziela :) Obiad zjemy w domu, co już dawno się nie zdarzyło :) Zawsze oblegamy którąś z babć :)
Idę zatem grzać rosół i wstawiać kurczaka na rożen. Taki zestaw moi mężczyźni lubią najbardziej :)

piątek, 29 kwietnia 2011

52. Optymistka w pracy - z archiwum


No to jest.
Praca. Nigdy nie musiałam o nią walczyć ani się szczególnie starać, dana mi była niemal od zawsze. Podano mi ją na tacy z całkiem miłym comiesięcznym załącznikiem. Najpierw było zlecenie, potem etat, macierzyński, wychowawczy, 3/4 etatu, znów macierzyński i wychowawczy, potem pół etatu, firma zawsze szła mi na rękę i to nawet z własnej inicjatywy! A za jakiś czas ma być... awans. Każdy by się cieszył, no nie? I brał bez zastanowienia.
A ja się właśnie zastanawiam.
Gdy kiedyś tam kiedyś, dawno temu rozmawiałam z kimś o pracy mówiłam, że ja to nigy za biurkiem! Że ja muszę w ruchu! Aktywnie i już! Bo za biurkiem zginę. No niby żyję, nie zginęłam. Grzeję fotel i macam klawiaturę, póki co, 4 godziny dziennie.
Zawsze mówiłam, że muszę z ludźmi, bo sama to nie, nudno i w ogóle. A teraz najchętniej zamknęłabym drzwi na 4 spusty i wywiesiła kartkę "Nie przeszkadzać!". Się nie da. Robota z ludźmi i to najczęściej upierdliwymi.
No co ja będę dalej ściemniać. Boję sie, że nie dam rady. Momentami ogarnia mnie wręcz paniczny strach przed tym, co ma być. Najbardziej chyba gryzie mnie to, że współgrzejący fotele będą mnie robić w tzw. balona a ja tego nie zauważę i pozwolę się w tego balona robić. Jestem w tej firmie chyba najmłodsza, mam najkrótszy staż pracy, są tacy co wiedzą sporo więcej ode mnie, a ja mam być służbowo ponad nimi, wydawać polecenia, egzekwować, współpracować. To się w ogóle da zrobić? Bo jaki ja będę mieć autorytet? Jak go zbudować? I jak to zrobić, by nie skwasić w sumie niezłej atmosfery, która tam teraz panuje? Takich pytań kłębi mi się we łbie jeszcze tysiące, miejsca na blogu by nie starczyło. Nie wiem też jak zapanować nad swoją przypadłością pt: "gdy się zestresuję (bo np. klient się na mnie drze), stoję jak cielę i niewiem co powiedzieć, bo wyłącza mi się porces myślowy". To nie będzie miało prawa się wydarzyć, gdy dostanę stanowisko.
Z tych i wielu innych powodów zastanawiałam się już nie raz, czy nie rzucić tej roboty i nie szukać czegoś innego. Tylko CZEGO. A jak byłoby gorzej? Poza tym jest czystą głupotą rezygnować z roboty w obecnych czasach, no nie? No i mimo wszystko, plusów tej roboty jest chyba więcej niż minusów.
Boję się bardzo, że jeśli już się zdecyduję na zmianę, to nie poradzę sobie ze stresem z tym związanym i ucierpią na tym najbliżsi, a ja sama wpadnę w jakąś beznadziejną deprechę, z której będzie strasznie ciężko się wykaraskać (w marcu było blisko, serio).
Chwilowo mam lepsze dni i moje podejście jest takie, że wezmę to stanowisko. Jeśli dam dupy i mi podziękują to trudno. Przynajmniej bedę mieć w papierach ten awans. I na tym zakończę, by nie zmienić zdania.

środa, 20 kwietnia 2011

49. Z okazji świąt - z archiwum

Wielkanocny pacierz
Nie umiem być srebrnym aniołem -
ni gorejącym krzakiem -
tyle zmartwychwstań już przeszło -
a serce mam byle jakie.
Tyle procesji z dzwonami -
tyle już Alleluja -
a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja.
Wiatr gra mi na kościach mych psalmy -
jak na koślawej fujarce -
żeby choć papież spojrzał
na mnie – przez białe swe palce.
Żeby choć Matka Boska
przez chmur zabite wciąż deski -
uśmiech mi Swój zesłała
jak ptaszka we mgle niebieskiej.
I wiem, gdy łzę swoją trzymam
jak złoty kamyk z procy -
zrozumie mnie mały Baranek
z najcichszej Wielkiej Nocy.
Pyszczek położy na ręku -
sumienia wywróci podszewkę -
serca mego ocali
czerwoną chorągiewkę
Ks. Jan Twardowski

***
Daleko mi do tych świąt, zupełnie nie po drodze, chyba pierwszy raz w życiu aż tak bardzo. Najchętniej przespałabym całe i obudziła się już po.

wtorek, 19 kwietnia 2011

48. Ucz się dziecino - z archiwum

Nigdy nie lubiłam się uczyć. Zdobywanie wiedzy nigdy nie było dla mnie frajdą, co najwyżej przykrym obowiązkiem. Może dlatego, że rodzice nie potrafili mnie do tego w odpowiedni sposób zmotywować, nie pokazali, że to może być ciekawe? Może dlatego, że przy każdej porażce słyszałam krzyk, że się nie przyłożyłam, nie postarałam. Mam w głowie dwa obrazy z dzieciństwa. Oba chyba z czasów pierwszych klas podstawówki:
1. Siedzę nad zeszytem i ćwiczę pisanie. Staram się bardzo pisać piękne krągłe literki, dół strony w zeszycie ozdabiam pięknym szlaczkiem w wisienki. Jestem z siebie zadowolona, bo wydaje mi się, że dobrze mi poszło. Biegnę więc do mamy, żeby się pochwalić. i... dostaję ochrzan! Że litery za szerokie, za krzywe i w ogóle nie takie jak powinny być i ani słowa o szlaczku.
2. Nie pamiętam czy w drugiej klasie były już oceny więc możliwe, że coś mylę, ale zapadła mi w pamieć wycieczka do Częstochowy, którą zwykle odbywało się po 1szej Komunii. Zamiast się nią cieszyć cały czas myślałam, czy przypadkiem pani Dorotka nie wygada się mojej mamie o trójce, którą dostałam z matematyki. Pani Dorotka się nie wygadała, ale za to zrobiła to "życzliwa" mama mojej koleżanki - "słyszała pani o tej trójce którą Ola dostała?..." No i pamiętam awanturę po powrocie do domu, krzyk mamy (tata nigdy nie wrzeszczał), jej pretensje "czemu mi nie powiedziałaś" i moją odpowiedź "bo się bałam, że będziesz krzyczeć".
Za niedostanie się na studia też mi się oberwało, choć na maturze poniżej 5 nie zeszłam. No ale przecież niedostanie się na AWF na fizjoterapię oznacza sporą dozę głupoty...
Pamiętam też bardzo dobrze jak stresujące były sytuacje, gdy matka siedziała nade mną gdy robiłam zadania lub gdy przepytywała mnie z czegoś... Wyłączało mi się myślenie i męczył mnie uporczywy ścisk żołądka. Tylko piątki były satysfakcjonujące.
Pamiętam to wszystko, wiem jak bardzo potrafi to być destrukcyjne, a sama wczoraj zrobiłam dokładnie to samo. Antoś miał zadane rysowanie kółek (jako wstep do pisania nutek w przyszłości). I choć wiem, że jego kółka w żadnej mierze nie mają prawa być doskonałe i jeszcze długo nie będą to dostawałam niemal furii, gdy siedziałam i patrzyłam jak próbuje je rysować. Choć w sumie, gdy sobie teraz o tym myślę to chyba mniej chodziło mi o kółka, a bardziej o sposób w jaki się do nich zabrał, czyli niemal w biegu, bez większego zainteresowania, nie zrobił wszystkiego bo musiał biec dalej do zabawy. Oczywiście skończyło się moją złością, jego niechęcią i w ogóle wszystkim tym, czym taka sytuacja nie powinna była się skończyć.
I gdy tak sobie to wieczorem na spokojnie zanalizowałam to się przeraziłam. Bo to przecież dopiero etap zabawy, dziecięcego poznawania świata. A ja już nie umiem temu sprostać. Co będzie, gdy zacznie się szkoła? Tak strasznie bym nie chciała, by moje dzieci czuły się tak jak ja, gdy musiałam czegoś się uczyć, by się nie zniechęcały porażkami, by wierzyły w siebie i swoje możliwości. Wiem, że takim zachowaniem im w tym nie pomogę. Tylko co z tego, że dochodzę do takich wniosków, kiedy jest już po wszystkim?...

piątek, 15 kwietnia 2011

47. Mistrz Świata Antoni Sałata!! :) - z archiwum

No, 28 marca Starszak Antoni skończył 4 lata. CZ T E R Y.
Matko, kiedy to minęło. Nie wiem. Kronikę malucha mam w połowie tylko uzupełnioną, bo ciągle mi się wydaję, że przecież mało czasu minęło odkąd wypchnęłam Dziecia na świat. A tak naprawdę to ciężko będzie mi uzupełnić te puste kartki :/
Inteligenta bestia mi rośnie pod dachem. Potrafi czasem załatwić mnie jednym zdaniem. Stoję jak wryta i nie wiem co powiedzieć. Co będzie później?!?! Ostatnio walczę z przyniesioną z przedszkola i powtarzaną bez ustanku i przy każdej okazji "kupą" i wyprowadzającym mnie z równowagi "i co z tego". A wczoraj usłyszałam "i tak się nie przejmuję co do mnie mówisz". Fakt, że zmierzła byłam wczoraj i nadawałam na byle co (już nie długo TE dni), ale to chyba nie powód, żeby mnie tak traktować, prawda? Jak Boga kocham, miałam ochotę posłać go wczoraj na księżyc. Ale i tak go kocham. Jak wariatka.

Jeszcze będzie trochę o pracy i o warsztatach, ale to już nie dziś.

46. Nie wiem od czego zacząć - z archiwum

W głowie kotłuje mi się milion rzeczy o których chciałabym tu napisać i tak mi się wszytsko tam miętoli, że tak naprawdę nie wiem od czego zacząć.
No to może od tego, że dziś okazało się, że nasi chłopcy dostali się do przedszkola. Niestety musimy pożegnać się z dotychczasowym Skrzacikiem ze względów finansowych. Jak wiadomo ceny w niebo wstępują i wprawiają wszystkich nas w budżetowe frustracje. Dlatego teraz tą samą forsę wydamy na dwoje dzieci. Gdzieś tam głęboko w środku pali się iskierka niepewności, jak Starszak poradzi sobie ze zmianą, bo przecież przywiązał się tak bardzo do Pani Ani (którą, jak powiedział, w następne urodziny zaprosi do kawiarni) i do przedszkolnych przyjaciół Kubusia, Maksia, Amelki, ale do września jeszcze daleko więc martwić się będziemy później. Bo, że Młody poradzi sobie bez problemu to nie mam wątpliwości :)
I co jeszcze?
A może to, że w ramach "robienia czegoś tylko dla siebie" zafundowałam sobie dziś wosk. U kosmetyczki. Na nogi. Ałaaaaa.

45. Reaktywacja :) - z archiwum

Najwyższy czas się odezwać chyba... :)
Tylko coś zjem i wracam :)

niedziela, 6 marca 2011

44. X Factor - z archiwum

no fanie fajnie, ale... kim jest Czesław? (jeszcze się okaże, że ignorantka totalna jestem, ale ja naprawdę gościa pierwszy raz  na oczy widzę... )

wtorek, 22 lutego 2011

43. Aaaaaa! - z archiwum

Eeeee nie nieeeee, nie odsłaniaj zaluzji, oczkaaaa, leeeeeee.
Spaaaać, ja chce spaaaać, łeeeeeeeeee (musi wstać do przedszkola, nie tak późno bo o 7.30)
Jajecznice, eeeee na śniadanko, jajecznice, łeeeeeeee (nie może codziennie bo się drapie)
Ja chciałem zielony talerz, łeeeeeeeee i pomidorka łeeeeeeeeeeeeee (od ZAWSZE je na pomarańczowym i bez pomidora)

Aaaaaaaaaa, ja ce dorka, Antos mi zabral dorka, aaaaaa!!! Mój talez, móóóójj, Aaaantooooos, Aaaaaaaaa!

Czasami wydaje mi się, że jestem w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, lub  że dość mocno minęłam się z powołaniem….

Ja chcę wiosny…

wtorek, 8 lutego 2011

42. Niech ktoś zatrzyma wreszcie czas - z archiwu,

Mój Boże, dlaczego doba ma tylko 24 godziny? Dni mijają zanim się spostrzegę. Zaległych spraw tysiące. Miałam pozałatwiać wczoraj, na początku roku, a tu już luty, zaraz marzec. Czas pędzi jak oszalały, a ja zamiast z nim to jakby pod prąd, z trudem, z piaskiem w oczy.
Zdjęcia z ferii są tu. Nie mam czasu wrzucać pojedynczo. Tylko dla wytrwałych :)
***
Wiosna idzie? Wczoraj udało mi się umyć samochód na dworze i dziś nawet jeszcze jest czysty…. Zadziwiające.

PS. Może to wszystko przez wieczne niewyspanie? Jakieś pomysły jak wygonić 4ro latka z własnego małżeńskiego łoża?

środa, 26 stycznia 2011

41. Po poerocie - z archiwum

Jestem jestem, tylko jeszcze się nie ogarnęłam po powrocie. W domu przydałaby się druga pralka i może jakaś suszarnia? I może jeszcze jakiś lekarz domowy, albo cuś… Bo ja wróciłam chora. Całe szczęście tylko ja. Poza tym cali jesteśmy, nic nie połamaliśmy, chłopaki wiedzą już co to narty i jak się ich używa. Starszy radzi sobie całkiem całkiem, a mały chyba jednak jeszcze za mały… Ale ważne, że się oswoili i się nie boją :) Optymistka, jak się okazało, nie zapomniała jak się jeździ na nartach i dzięki dobroci Menża, który w większości zajmował się dziećmi, poszusowała po „małym – cichym” stoku :) A stok ten był w sam raz na rozgrzewkę po tych kilku latach przerwy i kontuzji kolana. Mamy z Menżem solidne postanowienie, że jeszcze w tym sezonie pojeździmy (o ile ja oczywiście dojdę do siebie). Fotek trochę mamy, ale wrzucę później bo teraz robota goni. Baj!

niedziela, 9 stycznia 2011

39. Co nowego w nowym roku? - z archiwum

W sumie nic nowego. Jak to się mówi, dość "lajtowo" zaczął się nam ten rok. Spokojny sylwester z przyjaciółmi (dzieci najwytrwalsze:), jakieś lekkie przeziębinko (wszyscy poza M.), trochę nerwów, trochę radości - czyli codzienność.
***
Przed nami ferie i pierwsze kroki chłopaków na stoku :) I pierwsze nasze po długaśnej przerwie. Nieco się obawiam o kolano moje, ale chyba nie będzie źle? Oby, oby. Antoś nie może się już doczekać, Maciek chwilowo nie ogarnia co go czeka :) Odwiedzimy Małe Ciche, pierwszy raz w naszej narciarskiej karierze :)
***
Nie chwaliłam się jeszcze, ale się pochwalę :) Na święta dostałam... uwaga....fanfary.... ZMYWARE!!! :) I odkąd ją mam bez przerwy wychwalam genialność tego urządzenia. Jak ktoś jeszcze nie ma, to niech zainwestuje :) Gorąco polecam :)