sobota, 29 października 2011

73. Siedemdziesiąt trzy - z archiwum

Sobota. Pierwsza od baaaardzo dawna, którą mogę spędzić w domu. Zawsze jakiś wyjazd, impreza, załatwianie, bla bla bla, nie było czasu na nic. A dziś jestem sama. I będę sprzątać swoją szafę, bo nie mam gdzie układać wypranego prania :) Gdy skończę pewnie okaże się, że zajęte będą dwie półki :)
Praca. Wciągnęła mnie odkąd przeszłam na pełny etat. 4 dni w tygodniu wracam do domu przed 19 i padam. Nie ogarnęłam się jeszcze organizacyjne. Nie sprzątałam od wieków, obiad jest zwykle szczątkowy, góry prania czekają, aż ktoś się zlituje. Poziom stresu wzrósł o 100%, melisa stała się codziennością i jakieś ziołowe cukierki też. Czekam, aż przyjdzie przyzwyczajenie, może wtedy będzie spokojniej. Choć mam wątpliwości czy to w ogóle możliwe.
Chłopaki. Rosną. Maciek wykazuje jakieś nadprzyrodzone zdolności obrony przed zarazkami :) - od początku sezonu przedszkolnego nie chorował, pomimo, że cała reszta Optymistów tak. Niepojęte. Starszy nadal nie przywykł do nowego przedszkola, a ja coraz częściej myślę, że ta zmiana to jednak był błąd :/
No nic, idę sprzątać... Miłego weekendu!

***
Dopisane:
Załamałam się :( Antek siedział w domu przez miesiąc, zjadł dwa antybiotyki. A w przedszkolu był tydzień. Przed momentem dzwoniła babcia - gorączka i katar do podłogi. Płakać mi się chce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz