niedziela, 18 września 2011

69. Stressss - z archiwum

Ciężki tydzień za mną. Okupiłam go kilogramem mniej na wadze i włosami wypadającymi garściami. Przez tydzień Monż niemal nie jadł obiadu, w domu panował kosmiczny bajzel i generalnie rodzina nie miała ze mnie pożytku bo chodziłam przybita, zestresowana i nie do życia. A wszystko przez L4 jednej koleżanki z pracy i zaplanowany już dawno urlop drugiej. Jakoś tak się nieszczęśliwie złożyło, że oba te wydarzenia zbiegły się w czasie i Optymistka musiała wyjść do potworów jakimi są KLIENCI. Tak, tydzień na obsłudze klienta dał mi w kość. Jako, że na co dzień zajmuję się w pracy nieco innymi sprawami musiałam w dość szybkim tempie opanować system obsługi i wszystkie reguły, promocje, itd. Niestety błędów (koszmarnie głupich) się nie ustrzegłam, a najgorsze, że nie wynikały one z mojej niewiedzy, a chyba tylko z nieuwagi spowodowanej zdenerwowaniem. Zjadłam opakowanie Valerinu, wypiłam hektolitry mięty z melisą i jakoś przetrwałam, ale gdzieś koło środy byłam pewna, że raczej muszę poszukać innej roboty, bo do tej kompletnie się nie nadaję. Wiem, że to był rzut na głęboką wodę i że do wszystkiego można przywyknąć i wszystkiego się nauczyć, jednak tydzień to za mało. Z drugiej jednak strony cieszę się, że wreszcie mam to za sobą - prędzej czy później musiałabym poznać i to stanowisko.
Żeby nie było mi za łatwo, w piątek po południu dostałam telefon z przedszkola, że Dzieć gorączkuje i nie daje się dotknąć niani, która przyszła go odebrać. Jako, że z biura nie mogłam się ruszyć nosiło mną strasznie, bo zwykle było tak, że gdy coś się działo mogłam w pracy rzucić wszystko i jechać do dzieci. Tym razem musiałam ściągać Menża, żeby Dziecia odebrał i zaprowadził do lekarza.
A już tak na dobicie, w piątek, również po południu, umówiona byłam na chirurgiczne usuwanie ósemki. Miało nie boleć. Bolało. Znowu doszłam do wniosku, że ból porodowy to jednak pikuś.
Dopiero wczoraj odetchnęłam, a dziś odpoczęłam. A jutro z opuchniętym policzkiem ruszam dalej do boju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz