Czekałam tylko kiedy Antoś przyniesie coś z przedszkola. Tymczasem
sama przyniosłam :( Zachciało mi się kawki z koleżankami to mam. Choć
nie powiem, złość mnie bierze do dziś na koleżankę właśnie. Bo przyszła
na to spotkanie chora, a wiedziała, że będzie tam 6 dzieci. Miałam
ochotę wyjść jak to zobaczyłam, ale zostałam... no i teraz leżę z
bolącym gardłem i zajętymi zatokami :/ Chłopaki szczęśliwie przejęli na
razie tylko lekki katarek i nic więcej im nie dolega. Niemniej jednak
Antoś został w domu, tak dla świętego spokoju.
Zaraz zaraz - napisałam, "leżę"??? Nie no, nic z tych rzeczy. Dla
nas, mam, nie ma przecież taryfy ulgowej. Gdy rozłożą się nasi kochani
mężczyźni, to trzeba koło nich biegać, tacy są biedni i zmęczeni. Ale za
nas nikt nic nie zrobi. Obiad nie ugotuje się sam, pralka sama się nie
zapełni, pranie samo nie powiesi, "gary" same się nie umyją (chyba, że
posiada się zmywarkę - ja niestety nie posiadam). A już tymbardziej nie
ma co liczyć, ze którąkolwiek z w/w czynności uczyni za nas szanowny
małżonek. Nie nie, bo przecież nie jest z nami aż tak źle, ruszać się
możemy. Chodzę więc wściekła jak osa i obiecuję sobie w duchu, że jak
przyjdzie co do czego nie kiwnę palcem koło chorego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz