środa, 26 stycznia 2011

41. Po poerocie - z archiwum

Jestem jestem, tylko jeszcze się nie ogarnęłam po powrocie. W domu przydałaby się druga pralka i może jakaś suszarnia? I może jeszcze jakiś lekarz domowy, albo cuś… Bo ja wróciłam chora. Całe szczęście tylko ja. Poza tym cali jesteśmy, nic nie połamaliśmy, chłopaki wiedzą już co to narty i jak się ich używa. Starszy radzi sobie całkiem całkiem, a mały chyba jednak jeszcze za mały… Ale ważne, że się oswoili i się nie boją :) Optymistka, jak się okazało, nie zapomniała jak się jeździ na nartach i dzięki dobroci Menża, który w większości zajmował się dziećmi, poszusowała po „małym – cichym” stoku :) A stok ten był w sam raz na rozgrzewkę po tych kilku latach przerwy i kontuzji kolana. Mamy z Menżem solidne postanowienie, że jeszcze w tym sezonie pojeździmy (o ile ja oczywiście dojdę do siebie). Fotek trochę mamy, ale wrzucę później bo teraz robota goni. Baj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz