W zeszłym tygodniu pojechałam do Lidla po zaopatrzenie dla rodzinki. Z
braku innych możliwości miałam ze sobą chłopaków. Zwykle nie zabieram
ich na zakupy, bo po pierwsze załatwiam je wtedy szybciej i sprawniej,
po drugie unikam sytuacji "mamooooo kuuuupisz???", po trzecie zwykle
taka wyprawa kończy się moją nerwówką. Tak było i tym razem. Pod koniec
zakupów gromy rzucałam już na prawo i lewo. Niestety. Nie umiem w takich
sytuacjach dać na luz. Gdy tak piekliłam się na parkingu ładując zakupy
do bagażnika i upominając co chwilę chłopaków podszedł do nas pewien
Pan. "Ależ pani dziś nerwowa" - usłyszałam. Pomyślałam, "świetnie,
jeszcze tego mi trzeba było". Byłam pewna, że Pan będzie chciał "coś do
jedzenia, a najlepiej 5 złotych na obiad". PAn nie chciał. Zaproponował,
że odprowadzi wózek, a ja na to, że nie ma tam pieniązka bo wziełam
luźny. "Wiem - ja tylko chcę pani pomóc" - odpowiedział Pan. Zatkało
mnie. Pośpiesznie wywaliłam wszytsko do bagażnika i oddałam wózek. A Pan
jeszcze życzył mi dobrego dnia, uśmiechu i żebym nie była taka nerwowa.
Podziękowałam i pojechałam. A gdy już odetchnęłam zrobiło mi się
strasznie głupio. I po co mi to było? Te nerwy, ten pośpiech? Co mi to
dało? Nic. A moje dzieci niepotrzebnie w tym uczestniczyły. A temu
człowiekowi nic nie dałam, forsy, jedzenia, nic. Kretynka.
Może takie sytuacje pojawiają się w życiu by się zatrzymać, opamiętać, zastanowić nad tym co naprawdę ważne?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz