czwartek, 18 sierpnia 2011

66. Intensywnie - z archiwum

Jakoś tak ostatnio się dzieje, że trudno mi znaleźć chwilę dla siebie. Młyn w pracy, młyn w domu, milion spraw do załatwienia czy ogarnięcia. Weekendy mijają szybko i niepostrzeżenie, a ja czuję się jakbym wjeżdżała na rowerze pod dużą górę bez widoku na szczyt.
Najbardziej upierdliwe jest bieganie po lekarzach. Znowu dopadło mnie zapalenie tęczówki, reumatolog też już wie co mi jest no więc ganiam i załatwiam badania, wizyty i inne duperele by móc się leczyć w jakiś sensowny sposób, ale to temat na oddzielną notkę.
***
Długi weekend minął nam pod znakiem cukrowej rocznicy ślubu. Zaliczyliśmy kino, kolację i wieczór we dwoje - czyli dość standardowo, ale wystarczyło by odetchnąć i przypomnieć sobie jacy byliśmy te 6 lat temu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz