niedziela, 26 lutego 2012

Wypadałoby napisać co u nas...

...tylko od czego zacząć. Tyle czasu minęło od ostatnich wieści.

W sumie spokój. Bez zawirowań. Zdrowotnie nie najgorzej, rozwiązaliśmy cześć kłopotów, reszta w toku. Mowa oczywiście o dzieciakach, bo o swoich kłopotach ze zdrowiem nie ma czasu myśleć, a już tym bardziej się nimi zajmować.

W pracy też tak w miarę. Co jakiś czas mam ochotę ją rzucić i poszukać byle czego, żeby tylko wyjść i nie myśleć. Ale za przyzwoitą kasę tak się nie da więc ciągnę to co jest. Czyli w sumie też nic nowego - już nieraz o tym pisałam.

Ciągnie mnie strasznie do trzeciego dziecka. Pewnie dlatego, że sporo znajomych z otoczenia ma ich po 3 lub 4. I pewnie gdyby nie robota, to coś byśmy z Menżem w tym kierunku działali, ale na razie się nie da. I nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze będzie się dało. Chyba, że mnie wywalą. Albo sama zrezygnuję. Tylko wtedy pojawi się problem "za co" i koło się zamknie... Chwilowo więc prasuję malusie ciuszki i będę wyprzedawać. Jeden z wózków już sprzedałam, czeka jeszcze drugi - dla dwojga - ktoś reflektuje? :)

Nic mi więcej do zmęczonego łba nie przychodzi. Wstawiam więc kilka fot z pobytu na feriach i zmykam.
Do poczytania za tydzień! :)







3 komentarze:

  1. Ja też sprzedaję te ciuchy i ryczę po kryjomu :(

    OdpowiedzUsuń
  2. A wózek za ile byś chciała pchnąć? Ten phil&teds? (i nie, nie myślcie, że dla siebie pytam.. :D)
    jordann@gazeta.pl, jakby co.

    OdpowiedzUsuń