środa, 13 czerwca 2012

No dobra, ogarniam się.

Ciut jakby lepiej, ból nieco zelżał, wyglądam już jak 2/3 bułki a nie cała, na jedno oko już niemal widzę bezproblemowo. W drugim muszę stale rozszerzać źrenicę więc jest za mgłą, ale przynajmniej światłowstręt minął. Ależ mnie te wirusika przemaglowały, czuję się niemal jak czołgiem przejechana. Ale ważne, że idzie ku dobremu. Starszak się tylko ze mnie śmieje, że mam dziecięcą chorobę :) Mam nadzieję, że dzieciaki nie łapnęły, bo lekarz mi mówił, że te szczepienia to tak na 100% nigdy nie chronią. Trochę kiepsko by było zważywszy na to, że 22 czerwca dzieciaki wyjeżdżają już nad morze. My dołączymy 1 lipca, na co czekam z niecierpliwością i mam cichą nadzieję, że limit na dziwne choróbska w tym roku już wyczerpałam. Trochę fajnych dzieciowych imprez mnie ominie, ale trudno, nie pójdę przecież ze świnią do ludzi. Choć ponoć już nie zarażam obawiam się, że mogłabym spowodować lekki popłoch...

No to cóż, oczko jednak szybko mi się męczy więc póki co zmykam, zmyk zmyk.

2 komentarze:

  1. ale Cię ta świnia urządziła! wracaj do zdrówka cmok cmok a gdzie nad morze jedziecie?

    OdpowiedzUsuń