Koszmarny sen dziś miałam. Byłam w ciąży, ale nosiłam nie swoje
dziecko, dziecko dla kogoś innego. I ono nie chciało się urodzić, choć
był już jego czas. I wypchnełam je bardziej siłą woli niż skurczami, i
nikt nie chciał mi pomóc, i w końcu sama je z siebie wyjełam, a ono nie
płakało, nie dawało oznak życia. Biegałam z nim po szpitalu wołając o
pomoc, ale nikt nie pomagał. Pielęgniarki przechodziły obojętnie. A jak
tak strasznie płakałam. A potem nagle znalazłam się wśród czegoś w
rodzaju grupy wsparcia, a moje ostatnie słowa przed obudzeniem brzmiały
"straciłam wczoraj dziecko". Obudziłam się i czułam jakby walec po mnie
przejechał...
Może to dlatego, że ostatnio czuję ze zdwojoną siłą, że chciałabym
mieć kolejne dziecko. Gdy widzę kobiety z brzuszkami, mamy z maluchami,
albo gdy przyjdzie mi takie maluchy wziąść na ręce moje serce rwie się
do tych przeżyć chyba jeszcze bardziej niż przed pierwszym dzieckiem. A
jednocześnie mam świadomość, że byłoby mi strasznie trudno, że już teraz
moje emocje i stroje są tak rozchwiane, że byle pretekst powoduje
wybóch, jakich mało. Poza tym cieszę się przecież z powrotu do pracy i
perspektyw, które przede mną. I tak się to wszytsko we mnie bije, a
potem śnią mi sie takie rzeczy...
***
Oglądam właśnie TZG. Wiem, wiem, że to już oklepane i wogóle. Ale
miałam kiedyś okazję liznąć nieco tańca i poczuć emocje z tym związane. I
gdy tak patrzę jak płyną i tańczą i tworzą coś pięknego to serce rwie
się i do takich emocji...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz