Chwila wytchnienia po tym całym tygodniu. Wysprzątałam chatę, z praniem zdążyłam przed deszczem, dziecko śpi - nie jest źle.
Ale...
Niech ktoś mi powie - 40 stopni gorączki przy ospie to norma??? Bo
tak było w nocy. Się przestraszyłam nie na żarty. Sama z dzieckiem o
północy, nie za bardzo mogę prowadzić samochód, bo śrdnio widzę po
kroplach, a dziecko płonie. Najpierw pyralgina, po pół godzinie
ibuprofen i czuwanie, czy aby jeszcze nie idzie w górę. Całe szczęście
temperatura spadła, ale dopiero po ok. 2 godzinach. Ale wtedy mały
zaczął się okropnie drapać więc znowu nie spałam, bo musiałam pilnować.
Wysypało go o wiele bardziej niż Starszego i przechodzi gorzej. Jest
bunt na pokładzie w kwestii smarowania, ogólna niechęć do wszytskiego,
no i ta temepratura - po południu 39,5 :/
Ale pozostało już tylko przetrwać noc. Rano ewakuacja do babci, a
potem rajd rowerowy ze Starszym. A wieczorem wreszcie wróci Monż.
Dobrze, bo już tesknię.
A jak Mały pójdzie już spać na dobre... zrobię sobie kąpiel z
owocowymi olejkami. Wmasuję w siebie peeling z miodem i mlekiem, a na
twarz położę nawilżającą maseczkę. I może jeszcze mała szklaneczka ginu z
tonikiem lub lampka wina... Potrzebna mi chwila spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz